wtorek, 24 października 2017

Najbardziej oddalone miasto

Historyczny moment. Dziś po raz pierwszy zostanie opisane zadanie, które pojawiło się w drugiej edycji gwiazdorskiej "Agenta". Szlak przecierać będzie zadanie, które pojawiło się w odcinku siódmym. Oczywiście nazwa w tytule została wymyślona przeze mnie.
Uczestnicy programu spotkali się z Kingą Rusin gdzieś na stacji metra w Buenos Aires. Przed nią stało osiem walizek. - Każdy niech wybierze sobie jedną walizkę - wydała polecenie prowadząca. Kiedy już wybór został dokonany, uczestnicy usłyszeli kolejne polecenie - mieli wsiąść do najbliższego pociągu i udać się w kierunku centrum miasta. Po drodze na kolejnych mijanych stacjach wysiadać miała jedna osoba. Kto gdzie wysiądzie - zależało już tylko i wyłącznie od nich. Na stacji początkowej decyzją Kingi miał pozostać jedynie Piotr.
Prowadząca wyjaśniła Piotrowi, iż jego zadanie jest najważniejsze - to on miał poznać instrukcję, czyli co muszą zrobić, aby zarobić pieniądze. On też musiał ową instrukcję przekazać dalej kolejnemu uczestnikowi lub uczestnikom. Otóż Piotr miał pojechać do kolejnej stacji metra, wysiąść i spotkać się z kolejną osobą, która będzie tam czekać. Na miejscu obydwie osoby miały otworzyć swoje walizki - w owych walizkach znajdowały się samoprzylepne kartki z nazwami różnych miast z całego świata. Dwójka uczestników wspólnie musiała zdecydować, które z tych miast znajduje się w większej odległości od Buenos Aires. W dalszą podróż musiał pojechać ten uczestnik, który miał w walizce nazwę miasta położonego w większej odległości. Sytuacja powtarzać się miała na kolejnych stacjach, a na metę - by wygrać pieniądze - dojechać musiał uczestnik, który miał w walizce nazwę miasta oddalonego najbardziej ze wszystkich. Stawką było 5 tysięcy złotych.
Na pierwszej stacji Piotr spotkał Odetę. Obydwoje otworzyli walizki - Piotr miał w swojej nazwę Budapeszt, Odeta zaś Sydney. W tym momencie pojawił się jednak problem - otóż Piotr miał wątpliwości, czy aby na pewno do mety ma dojechać "miasto" najbardziej oddalone, czy też znajdujące się jednak najbliżej Buenos Aires? Ostatecznie jednak wybrał poprawną wersję. Odeta zasugerowała, że to on powinien jechać. Podejrzewam, że nie jest z niej najlepsza znawczyni mapy i dlatego też wysłała Piotra w dalszą podróż.
Druga stacja - Alan, który miał w walizce Radom. Dalej pojechał znowu Piotr. Na trzeciej stacji czekał Jarek, który w walizce miał nazwę Irkuck. Szczęśliwy Piotr wreszcie mógł odsapnąć - to Jarek Kret udał się w dalszą podróż, bo jak panowie uznali, Irkuck jest najdalej na świecie i tam z każdego miejsca jest daleko... Teoria godna przedszkolaka, muszę przyznać, ale niech tam... Kolejna stacja - Daria i Johannesburg. Dalej pojechał Jarek. Piąta stacja - Marek i Vancouver. Dalej pojechał Jarek. Szósta stacja - Edyta i Lizbona. Jarek nadal podróżował. Jako ostatnia czekała Olga i nazwa Tokio. Jarek upierał się, iż to jednak Irkuck jest dalej i ostatecznie to on (przy w zasadzie w ogóle nie protestującej Oldze) pojechał na stację końcową. 
Okazało się, że w kolejności od najbliższego miasta znajdowały się: Johannesburg, Lizbona, Vancouver, Sydney, Budapeszt, Radom... Decyzja podjęta na ostatniej stacji była najważniejsza - Tokio i Irkuck to miasta położone najdalej od Buenos Aires spośród tych, które znalazły się w walizkach. Dalej jednak, o ok. 700 km znajduje się Tokio - decyzja Jarka przy biernej postawie Olgi kosztowała więc grupę 5 tysięcy złotych.
Zadanie pojawiło się również w czwartym odcinku edycji holenderskiej. Różnice z polską wersją? Po pierwsze - miast i walizek było siedem, po drugie - osobę, która zacznie podróż wybierali sami uczestnicy, po trzecie natomiast grupa mogła wygrać 5 tysięcy euro, jeśli wykona zadanie, ale mogła też stracić 5 tysięcy w przypadku niepowodzenia. Pierwsze dwa punkty to Sydney i Quebec. Druga stacja - Lizbona i Quebec, trzecia stacja - Lizbona i Edynburg, czwarta stacja - Edynburg i Darwin (miasto w Australii), piąta stacja - Darwin i Kuta (miasto w Indonezji), szósta stacja - Darwin i Lisse (miasto w Holandii). Ostatecznie do mety dojechał uczestnik z walizką, na której znajdował się napis Lisse.
Okazało się, że prawidłową odpowiedzią była Kuta. Grupa nie mogła jednak wygrać - bowiem agent przekonał bez większego wysiłku osobę z właściwą walizką, iż owo miasto wcale tak daleko od Argentyny się nie znajduje - pech chciał, że osoba, która tę walizkę miała, stwierdziła, iż w ogóle nie zna się na geografii... Grupa nie dość więc, że nie wygrała 5 tysięcy, to jeszcze tę kwotę straciła z puli nagród.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora