poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozmowa z Joanną Krent - część 1

"Telewizja kłamie, ksiądz kłamie, Cyganka prawdę ci powie..." - tak brzmi jedna z pięciu prawd życiowych. Właśnie ona przyszła mi na myśl po rozmowie z Asią, uczestniczką drugiej edycji "Agenta". A konkretnie pierwsze dwa słowa - telewizja nie pokazuje bowiem w pełni, z jaką osobą mamy do czynienia. - "Jestem spontaniczną, szczerą osobą. Nie lubię udawania i oszustwa. Było to widać na ekranie. W momentach, w których pokazywano, że się bałam, faktycznie się bałam" - powiedziała o sobie w trakcie ciekawej rozmowy o "Agencie". Rozmowy, podczas której okazało się, że Asia ma nie tylko duże poczucie humoru, ale też potrafi świetnie opowiadać.
„Ludzie, którzy otwarcie pokazują swoje uczucia, ani nie są głupi, ani naiwni. Wręcz przeciwnie: są tak silni, że nie potrzebują masek" - niech to będzie motto rozmowy, którą znajdziecie poniżej. Gratuluję wszystkim, którzy poprawnie odgadli, z kim dziś pojawi się wywiad - w zasadzie niemal wszystkie odpowiedzi były poprawne, także te, które napisaliście w komentarzach na blogu, a które nie zostały przeze mnie opublikowane. Wszystkie zdjęcia, które ilustrują wywiad, zostały udostępnione przez bohaterkę rozmowy. Uwaga: Asia nie wyraża zgody na wykorzystywanie, kopiowanie i publikowanie zamieszczonych tu zdjęć w żadnym innym miejscu!
*     *     *
Dźwig portowy - po wykonaniu zadania
przez widoczną na zdjęciu dwójkę
Czy wpływ na zgłoszenie się do programu miała pierwsza edycja? 
To był okres, gdy pracowałam w salonie Idei z kolegą Michałem, który pojawia się w prologu. Każdy poniedziałek rozpoczynaliśmy od paczki fajek i omawianiu w emocjach każdego odcinka podczas emisji pierwszej edycji „Agenta”. Byliśmy zakochani! Inne reality show to dla mnie nie było już to! W programie było wszystko, co mi się podobało – trochę aktorstwa, trochę magii i tajemnicy, kryminału, przygody - program dla NORMALNYCH ludzi, dla wszystkich - odważnych i tych mniej... Oglądając pierwszą edycję mówiłam: Kurczę, chciałabym tam być. Mój dziewięcioletni wówczas syn, Łukasz, widząc ogłoszenia o naborze do drugiej edycji, wysłał kilka sms-ów, za co usłyszał parę ostrych słów, bo każdy kosztował chyba 9 złotych plus VAT, a więc dużo jak na tamte czasy. W odpowiedzi przyszło, że sms został przyjęty i aby wysłać list. Pomyślałam, że to taka trochę ściema, bo pewnie mają już wybranych „swoich” ludzi. Któregoś dnia po odwiedzinach młodszego brata, który przekonywał mnie do wysłania listu, po wypiciu z nim butelki wina dla „odwagi” napisałam chyba najpiękniejszy w życiu list. Miałam numer zgłoszeniowy coś powyżej 40 tysięcy, chcąc więc być oryginalna, do listu dołączyłam nie jedno, a dwanaście zdjęć, które przedstawiały moje życie codzienne i towarzyszące uczucia i emocje. Każde grubym markerem opisałam – na przykład „Tak płaczę”, „Tak pracuję”, „Tak kocham”… Widocznie ten pomysł i list „chwyciły” bo zaproszono mnie na casting. Potem był drugi i trzeci etap i…udało się. Z przygodami, ale udało się. 
„…Zawsze byłam odważnym tchórzem, szalonym człowiekiem …..(…)..dla którego bezludna wyspa to jakaś abstrakcja, a brak przyjaźni, ludzi i towarzystwa - powolnym umieraniem…” - to fragment listu i te słowa chyba najlepiej mnie charakteryzują. Jestem „szaleniec” ale i jestem odważna – ale nie na zasadzie, że skoczę z mostu, ale że na przykład stanę w obronie jakiegoś starszego dziadka mając przeciwko sobie grupę łobuzów, zawsze stanę murem za pokrzywdzonymi, nie patrząc na konsekwencje… 
Asia kontra byk - pierwsze zadanie
Rywalizacja z bykiem – bałaś się wyjść na arenę? Czy po twoim upadku i „starciu z bykiem” realizatorzy nie mieli obaw, że nabawiłaś się kontuzji? Zaordynowali jakieś badania lekarskie? 
Bałam się, ale pomyślałam: jeśli odpadnę w pierwszym odcinku i nic nie zrobię? Zresztą są w pobliżu torreadorzy, pomyślałam więc, że w razie co mnie uratują… W ramach wyjaśnienia tym, którzy nie wiedzą: to bzdura, że byki reagują na czerwony kolor (są daltonistami – przyp. autora). Nawiązuję do czerwonej koszulki, którą tego dnia miałam na sobie. Reagują przede wszystkim na ruch. Tak już miewam, że gdy np. w lesie byłaby tylko jedna dziura. ja bym w nią wpadła... Taki mały pechowiec. Na arenie to też ja się przewróciłam… Miałam po prostu pecha, pomachałam szmatką nad tym bykiem i chciałam uciec z areny, potknęłam się jednak o pelerynę. Mocno uderzyłam się w rękę, bolał łokieć ale nic poważnego się nie stało .Ale gdy zamknę oczy i przypomnę sobie „mordkę" byka nad sobą….. Wrr!
Dźwig portowy - przed wykonaniem zadania
Program przedstawił Ciebie jako osobę z lękiem wysokości. Czy faktycznie bałaś się (lub nadal boisz) wysokości, czy była to zagrywka na potrzeby medialne? 
Tak, faktycznie się boję, choć zastanawiam się, czy to nie jest bardziej lęk przestrzeni. Na przykład chodzę po górach, ale nie patrzę w dół. Poruszam się zachowawczo, jak najdalej od krawędzi, z której można spaść… A propos skoku na moście: podczas emisji programu już w Polsce pojawiły się dwie grupy osób – jedna, która mnie rozumiała, mówiąc, że tylko głupiec się nie boi, oraz druga, która mnie hejtowała, pisząc, że jestem histeryczką, że jak mogłam iść do takiego programu, skoro mam taki lęk… A przecież to nie była żadna jednostka wojskowa, tylko program telewizyjny „Agent”! Mało tego, byłam przekonana, że zadanie z wysokością już mam za sobą, bo przecież wcześniej był „dźwig”, tam naprawdę pokonałam siebie! Już taka jestem, że przy takich zadaniach muszę się podenerwować, coś kopnąć, popłakać się, a potem, gdy trochę mi przejdzie spróbować podejść do zadania. Pomimo ambicji strach raz pokonałam, a raz on pokonał mnie….I to nie jest tak, że się tłumaczę. Naprawdę zazdrościłam reszcie tej odwagi, tego że skoczyli ... Ale pozostałam sobą, może miało tak być? 
Jedna z trzech pierwszych kolacji
o czym świadczy widoczna na zdjęciu Jola
Do zdarzeń na moście jeszcze wrócimy... Twój lęk wysokości po raz pierwszy objawił się dopiero w zadaniu na dźwigu… Jak wytłumaczyć fakt, że podjęłaś próbę spaceru na linie z pulsometrem, które również odbywało się na wysokości, nad przepaścią? 
Nie bałam się. Były dwie liny – jednej się można było przytrzymać, na drugą trzeba było stanąć, a dodatkowo byliśmy przypięci do liny asekuracyjnej. Wytłumaczyłam sobie, że gdyby coś się działo, to jest dodatkowe zabezpieczenie. Nie jest tak, że ja się boję spróbować, problemem jest, że oczyma wyobraźni widzę ewentualne dramatyczne konsekwencje i to mnie najbardziej przerażało w późniejszym zadaniu na moście. Wracając do zadania z pulsometrem - wydawało się ono banalne, bo lina nie było długa i gdyby nie ten pulsometr zostałoby wykonane. Mieliśmy strasznie małą wartość pulsu, której nie mogliśmy przekroczyć. Urządzenie podpinane było pod piersią, w przypadku kobiet wystarczyło więc czujnik przesunąć nieco wyżej, na biustonosz, by słabiej mierzył ów puls. Ja wówczas na to nie wpadłam i nie wykazałam się taką pomysłowością, ale podejrzewam, że część osób taki trick zastosowało. Nie oceniam - czasem trzeba było być tam Agentem i trochę „oszukać”
Na wyspie - zadanie z tratwą
Zapewne ze względu na wysokość za mocno nie żałowałaś, że nie dane było ci polecieć na paralotni? 
Myślę, że na paralotni poleciałabym. Różnica z innymi zadaniami wysokościowymi była taka, że na paralotni z każdą z osób leciała dodatkowo inna osoba, która dawała w pewnym stopniu poczucie bezpieczeństwa. Przystojny Pan trzymałby mnie w ramionach... :) No i było tam tak pięknie.. 
Dlaczego przy podziale grup na mądrych, głupich i praktycznych sama siebie umieściłaś w grupie głupich, uznając, że tam umieściła Ciebie Hanka? 
Hmmmm…..Bardzo mi się nie podobała nazwa grupy, można było jakkolwiek inaczej ją nazwać, zresztą chyba byliśmy jedynym krajem z taką durną nazwą. Ubodło mnie to mocno. A i ludzie w Polsce potem dziwili się tej kontrowersyjnej, negatywnej nazwie.. A dlaczego umieściłam siebie w grupie „głupich”? Byłam w pokoju z Hanką, która miała inny charakter niż ja i zawsze uważała, że jestem szalona. A skoro szalona, to - idąc tym tropem - do jakiej grupy mogła mnie przypisać, do praktycznych? Podobnie zresztą pomyślałam, jeśli chodzi o Beatę – że tu również zadziała stereotyp, w tym wypadku blondynki, i dlatego myślałam, że zawiśnie w tej samej grupie co ja. 
No i tu czas na autorefleksje po latach…nie wiem co ja wtedy miałam do blondynek. jeśli kiedykolwiek kogokolwiek uraziłam – przepraszam, a w szczególności Beatę, naszą Agentową piękną blondynkę. Beata - SORRY .. 
Jeszcze słowo odnośnie pretensji do nazwy „głupi”. Nie było mi wtedy z tym dobrze. Czy do końca programu to przeżywałam? Raczej bolało, że TVN zastosował taką właśnie nazwę, nie licząc się z konsekwencjami. Moim zdaniem każdy, kto znalazłby się w grupie o takiej nazwie, nie byłby z tego zadowolony i dobrze jest o tym mówić ludziom, którzy tego nie doświadczyli. Dziś jestem bardziej twarda i pewnie uśmiałabym się z tego, zachowując więcej dystansu do siebie. 
Gdzieś w okolicy miejsca, w którym
odbywało się zadanie z pulsometrem
Najsłynniejsze zadanie – wahadełko. Był w ogóle cień szansy, żebyś na skok się zdecydowała? 
Powtórzę się. Wiedziałam, że będzie zadanie związane z wysokością. Był dźwig i było wysoko. Była woda. Bardzo, bardzo tam panikowałam. Ale wykonałam zadanie. Czułam, że pokonałam strach, dlatego idąc na most miałam w sobie przekonanie, że dam radę. Gdy jednak spojrzałam w dół, a było bardzo wysoko, i zobaczyłam skały na dole, od razu opanowała mnie myśl, że jeśli coś się stanie, to już mnie nie uratują, że osierocę dzieci… Ta przerażająca myśl siedziała mi cały czas w głowie. Poza tym mieliśmy odważnych Hanię i Romana. Polubiliśmy się w trakcie programu z Romanem, dużo rozmawialiśmy.. W trakcie zadania na moście chodziłam i powtarzałam: Roman mnie uratuje, Roman Mnie URATUJE! Myślałam sobie – przecież po coś zostali od reszty grupy oddzieleni i udali się w inne miejsce. Sądziłam jednak, że będą mogli na przykład za mnie skoczyć… Ewa Leja nazwała mnie po tej sytuacji czarownicą, bo mówiłam, że Roman mnie uratuje i tak się stało w pewnym sensie. Grupa bardzo źle zareagowała na moje zachowanie, a gdybyśmy jeszcze nie wygrali pieniędzy, byłoby podwójne zdenerwowanie… Słuchajcie, naprawdę się bałam i nie wstydzę się do tego przyznać nawet dziś. 
Spodziewałam się złych opinii po emisji tego odcinka, bo sama siebie wtedy nie lubiłam ...nie skoczyłam, nie pokonałam siebie, czy siedząc w wygodnych fotelach ktokolwiek to zrozumie? Zazdrościłam grupie bo to ONI wygrali… walkę ze strachem, ze sobą…  Po emisji tego odcinka rankiem do miejsca w którym pracuję przyszedł pan parkingowy z wielkim bukietem róż: ”Jest Pani dla mnie najodważniejsza na świecie - powiedział - na oczach całej Polski potrafiła Pani powiedzieć NIE, postawić na swoim”. No i co zrobiła Asia?.No jak to co? Popłakała się ze wzruszenia...
Czytelnikom chciałabym jeszcze przypomnieć, że program był odpowiednio przygotowany, montowany, miał grać na emocjach. Po zadaniu realizatorzy poprosili, żebym chwilę poczekała, by pokazać, że oto samotna Asia idzie z tyłu za grupą… A potem, gdy staliśmy zaczęli podjudzać innych na zasadzie: „Wybaczycie jej? A jak stracicie pieniądze?”. I wówczas się zaczęło… To co naprawdę każdy myśli mówił dopiero wieczorem. Jedni byli autentycznie wkur…, inni mówili, że rozumieją. Słuchajcie to były wielkie emocje, zmęczenie, upał…. to był program telewizyjny. Chociaż ja akurat często zapominałam o kamerach…
Jeszcze raz wyspa i zadanie z tratwą
Jak z perspektywy czasu oceniasz zachowanie na moście wobec ciebie po tym, gdy stało się jasne, że nie skoczysz? 
Namawiali mnie do skoku i to chyba było zrozumiałe. Żyli radością z własnego skoku i byli rozgoryczeni, sądząc dodatkowo, że nie wygraliśmy kasy - czyż z tej perspektywy można im było się dziwić? Czasem się zastanawiałam, czy jeśli byłby z nami Wojtek – czy ze swoją siłą spokoju przekonałby mnie? Może gdyby nie zadziałała „telepatia” z Romanem? 
Moja dziewiętnastoletnia obecnie córka w sytuacji, gdy próbuję być „zła”, powtarza: „Nie będziemy źli, nie będziemy źli…”, a więc mój tekst po tamtym zadaniu. Dlaczego ja tak wybuchłam? Po pierwsze byłam bardzo zła na siebie, że nie potrafiłam się przełamać i nie wykonałam zadania. Byłam też zła na słowa wypowiedziane przez Darka w emocjach, że teraz mogę sobie wziąć czerwone piórko. Przede wszystkim byłam natomiast zła, że to, co ustaliśmy wcześniej w grupie między sobą, nie znalazło zastosowania w praktyce. Ustaliliśmy, że jak ktoś czegoś nie zrobi, to nie będziemy na siebie źli. Tymczasem mnie pokonał na moście mój własny strach i wyobraźnia i wiadomo, jak się skończyło. W ich oczach nie byliśmy grupą, bo ja nie skoczyłam, w moich oczach dlatego, że nie próbowali mnie zrozumieć i wesprzeć, jako członka grupy. Dodam, że nie lubię siebie za mówione nieco złośliwie słowa „uratowałam was”, które były niejako konsekwencją wcześniejszego opierdzielania mnie. 
A może tak miało być, bo inaczej nie byłoby tylu kontrowersyjnych pytań dotyczących tego odcinka? 
Po latach myślę, że te moje wyobrażenia na moście były po prostu głupie, dlatego też po pewnym czasie w Górach Sowich postanowiłam spróbować się przełamać i to trzykrotnie! Tak, latałam na wahadełku i nawet nie wyłam. Różnica na korzyść próby w Polsce była taka, że tu niejako mnie wystrzelili z wahadełka - w Hiszpanii zaś trzeba było samemu przejść przez barierkę i rzucić się z mostu. Za to tekst „Nie będziemy źli, nie będziemy źli, matematykę spieprzymy, będziemy źli, ale nie będziemy źli” zostanie chyba ze mną już do końca życia. Jeśli ktoś nie kojarzy, o co chodziło z matematyką - ustaliliśmy, że gdy nie wykonamy zadania związanego np. z wyliczeniami matematycznymi, to nie będziemy na siebie „źli”.
*     *     *
Druga część rozmowy za tydzień w poniedziałek. Przypominam, że Asia nie wyraża zgody na wykorzystywanie, kopiowanie i publikowanie zamieszczonych tu zdjęć w żadnym innym miejscu!
Oczywiście można przesyłać pytania do Asi - jak zwykle poprzez komentarz z adnotacją pytanie do Asi (nie będzie opublikowany), formularz kontaktowy lub prywatną wiadomość na facebooku. W związku z tym, iż pojawi się jeszcze druga część rozmowy, która jest już przygotowana i czeka jedynie na publikację, proponuję jednak poczekać z przesyłaniem pytań do czasu publikacji drugiej części wywiadu (w nim m.in. o kodzie semaforowym) lub przesyłać pytania jedynie związane z czterema pierwszymi odcinkami i tym, co pojawiło się w pierwszej części rozmowy.
Nadal można też przesyłać pytania do Beaty. Do tej pory przesłaliście pięć pytań - po uzbieraniu co najmniej dziesięciu przekażę je uczestniczce drugiej edycji "Agenta".
*     *     *
No i jeszcze jedna sprawa - w związku z tym, że w następnym tygodniu rusza "Agent-Gwiazdy - edycja 2", szukam osób, które zamierzają oglądać regularnie program i chciałyby wziąć udział w zabawie polegającej na szukaniu "Agenta" w tym programie. Polegałoby to na tym, że po każdym odcinku (w ciągu 36 godzin od emisji) chętni przesyłaliby krótką opinię (5-8 zdań) na temat tego, co było w programie (nie chodzi o ocenę programu, a jedynie samych zadań i co według was wniosły one do poszukiwań agenta). Każdą taką cotygodniową wypowiedź musielibyście natomiast zakończyć zdaniem, kogo po danym odcinku typujecie jako tytułową postać i dlaczego. Jeśli zbierze się co najmniej pięciu chętnych (niewykluczone, że dołączy Asia), w każdy czwartek, a więc dwa dni po programie, będą pojawiać się wasze wypowiedzi, typy i... historia typowań (czyli jak wasze typowanie zmieniało się z odcinka na odcinek). Zastanówcie się, czy mielibyście ochotę na tego typu zabawę i dajcie znać przez fb lub formularz kontaktowy (dodajcie nick, pod jakim chcielibyście publikować). Zgłosić się można też w komentarzu - ale musi to być oddzielny komentarz z samą informacją o chęci wzięcia udziału w zabawie. O tym, czy udało się zebrać odpowiednią liczbę osób poinformuję za tydzień.

10 komentarzy:

  1. Już w komentarzu dodam, że "komentarze" zgłoszeniowe nie będą publikowane - a dzień przed, czyli pod drugą częścią wywiadu z Asią opublikuję nicki osób, które się zgłosiły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa pierwsza część wywiadu. Pani Joanna może nie należała do moich ulubionych zawodników drugiej edycji, ale też nie miałem wobec niej negatywnej opinii. Ot, była sobie zawodniczka :) Czy nawet pomimo nie wykonania skoku na moście - tego nie pamiętam, a teraz ogląda się to troszkę inaczej.

    Podziękowania za wywiad i serdeczne pozdrowienia dla pani Joanny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja uważam, że gdyby Aśki zabrakło w programie, ta edycja nie byłaby tak ciekawa. Poza tym była chyba jedyną kobietą w grupie, która potrafiła krytycznie ocenić postawę Bartka w niektórych momentach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tego co pamiętam, gdy pierwszy raz oglądałam zadanie z wahadełkiem, nie poczytywałam Asi za złe, że nie skoczyła. Rzeczywiście nie zgłaszała się na trening przyszłych komandosów i miała prawo bardzo się bać. Wszędobylskie kamery i świetny montaż sprawiły, że niemalże czułam ten strach razem z nią.
    Czytając wypowiedzi Asi, rzeczywiście słychać swobodę i gawędę. Nie spodziewałam się tego po niej i jestem prawdziwie mile zaskoczona:)

    OdpowiedzUsuń
  5. W prologu Asia powiedziała temu koledze z pracy "Wyjdź bo będę się krępować", na co on odpowiedział "KRENTować". Teraz już rozumiem o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super wywiad, dziękujemy za wyczerpujące odpowiedzi i zachęcamy do udziału w naszej zabawie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgłosiła się już minimalna liczba osób, co oznacza, że zabawa na pewno ruszy. Oczywiście jeśli ktoś ma ochotę, wciąż może się zgłaszać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Agent drugiej edycji nie wiedział, że jest agentem do momentu przyjazdu do Argentyny. Tak wynika z wywiadów z uczestnikami dla DDTVN.
    Szkoda, że nie dowiedział się o tym przed finałem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Parafrazując słowa Joanny, powinno się wyjąć plaster ze skrzyni i niektórym uczestnikom nowej edycji zakleić gęby. Na konferencji programu jeden z nich zdradził, że logika w programie go zawiodła i jego kandydat agentem nie jest. Czyli już wiadomo,że odpadł i typował źle. Wyjawił też jaki będzie rozkład płci w finale mówiąc, że teraz obstawia którąś z dziewczyn.

    OdpowiedzUsuń
  10. Moim zdaniem Asia była bardzo fajną i ciekawą uczestniczką, a w zadaniu ze skokiem z mostu bardzo dobrze rozumiałam, że nie była w stanie skoczyć i uważałam, że negatywna reakcja grupy była mocno przesadzona, zwłaszcza, że nigdy wcześniej ani później aż tak mocno nie atakowali nikogo za niewykonanie/błędne wykonanie zadania. Druga edycja była w ogóle bardzo fajna, moim zdaniem agent był tam rewelacyjny - sporo psuł, a nie był łatwy do wykrycia.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora