wtorek, 7 czerwca 2016

Rozmowa z Jerzym Pankowskim - część 2

Zgodnie z obietnicą przedstawiam drugą część rozmowy z Jerzym Pankowskim, uczestnikiem pierwszej edycji "Agenta". Przypominam również, że istnieje możliwość zadania pytania finaliście pierwszej edycji programu. Można je wysyłać na trzy sposoby: komentarz pod wywiadem (nie zostanie opublikowany, ale pytania zostaną zanotowane), prywatna wiadomość na profilu facebookowym: Mówimy NIE celebrytom w Agencie, lub też poprzez wysłanie wiadomości za pomocą formularza zamieszczonego z prawej strony bloga (poniżej archiwum). Na kilka już przesłanych pytań odpowiedź znajdziecie poniżej, kolejne zostaną zadane, a następnie opublikowane jedynie wówczas, gdy zbierze się odpowiednia liczba pytań - czyli minimum dziesięć.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Pamięta pan jakieś interesujące lub zabawne momenty, których nie było w telewizji?  
Pierwszy dzień. Przywieźli nas do gospodarstwa agroturystycznego, każdy miał pojedynczy pokój. Zawyrokowano, że drzwi od pokojów nie mogą być zamknięte na klucz, toteż klucze musieliśmy oddać. Na wieczornym spotkaniu mieliśmy zaproponować dwie osoby – kogoś, kto zna choć trochę angielski oraz kogoś z dobrym zmysłem organoleptycznym. Zauważyłem, że inni boją się cokolwiek zaproponować, bo czują w tym jakiś podstęp, więc ja zaproponowałem siebie i Liwię, dodając, że to jednak oni mają głos decydujący. Ale wiedziałem, że zatwierdzą, bo czemu nie, skoro wariat sam się zgłosił. W środku nocy pobudka, świecili latarką po oczach i powiedzieli, że za pięć minut mam się stawić ubrany na dole. Zapytałem o bagaże, kazali je zostawić. Kiedy okazało się, że drugą osobą sprowadzoną na dół była Liwia, skojarzyłem, że po to był ten wieczorny wybór.
Z zawiązanymi oczami zawieźli nas do Chateaux, zaprowadzili do podziemi, do pewnej sali. Kazali zdjąć opaski. Na miejscu czekało na nas wino, dwie karimaty i śpiwory. Zanim ekipa realizująca program sobie poszła, usłyszeliśmy, że nie wolno nam stamtąd wychodzić. Powiedziałem więc do Liwii jak rycerz: Ty kładź się spać, a ja będę czuwał i cię pilnował. Faktycznie Liwia zaraz zasnęła, a ja chwilę posiedziałem i również przegrałem ze zmęczeniem. Dwie lub trzy godziny później obudziła mnie konieczność załatwienia naturalnej potrzeby. Pamiętałem, w jaki sposób byliśmy prowadzeni do sali, w której się znajdowaliśmy, toteż po cichu, by nie budzić Liwii, zdołałem wyjść na zewnątrz. Przywitał mnie piękny poranek, a na myśl przyszły mi znane słowa: „Znasz li ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa…”. Wszystko dlatego, że było tam mnóstwo drzewek cytrynowych.
Zanim wróciłem do pomieszczenia, Liwia zdążyła się obudzić i mocno przestraszyć, że nie ma mnie w środku i że została kompletnie sama. Zaraz jednak się pojawiłem i po chwili obydwoje wyszliśmy na zewnątrz, gdyż Liwię dopadła ta sama potrzeba, co mnie wcześniej. Gdy byliśmy na świeżym powietrzu, podszedł do nas Francuz i zaproponował kawę. Odmówiliśmy, tłumacząc się brakiem pieniędzy, które przecież wcześniej musieliśmy oddać. On jednak odparł, że nie ma sprawy, dostaliśmy więc po kawie i ciastku. W tym czasie ekipa produkcyjna biegała i nas szukała, bo nie znaleźli nas w ruinach, w których nas zostawili. Gdy już zostaliśmy odnalezieni, otrzymaliśmy typowo francuskie śniadanie, a potem pojawił się kierownik lub szef winnicy i zaczął nas uczyć, jak rozróżniać m.in. po smaku czy kolorze poszczególne gatunki wina. Oczywiście musieliśmy co chwila pluć tym winem, inaczej szybko byśmy się upili.
Wracając do śniadań – po takim typowym francuskim śniadaniu my – faceci – chodziliśmy ciągle głodni. Któregoś razu powiedzieliśmy jednej z osób z produkcji: przestajemy nagrywać, bo jesteśmy ciągle głodni. Zajechaliśmy do jakiejś knajpy i zamówiliśmy jajecznicę z 30 jaj. Wreszcie mogliśmy sobie porządnie pojeść.
A jak spędzaliście czas wolny, kiedy nie wykonywaliście zadań i nie było żadnych innych obowiązków związanych z kręceniem programu?
Generalnie nie było wolnego czasu. Jeden odcinek nagrywaliśmy przez dwa dni. Gdy już pojawiła się jakaś wolna chwila siedzieliśmy i gadaliśmy. Jako ciekawostkę powiem, że z naszego podejścia do udziału w programie niezbyt zadowolona była główna realizatorka - Ewa Leja. Mówiła: przestańcie się bawić, zacznijcie walczyć! My jednak spokojnie podchodziliśmy do udziału w programie, traktowaliśmy go jak przygodę. Dopiero w kolejnych edycjach do programu weszła pełna komercja.
Czy oprócz skoku na bungee zrobił pan coś po raz pierwszy właśnie podczas pobytu we Francji?
Po raz pierwszy jadłem ślimaki, w zadaniu, w którym rozpoznawaliśmy potrawy. Nie najadłem się, bo potem inni koniecznie chcieli spróbować i zeżarli wszystkie.
Co sprawiło, że pomyślał pan o Agnieszce jako agencie?
Ona traktowała nas trochę wyniośle, jakby z góry. Myśmy się bawili, a ona trochę inaczej się zachowywała. Moim zdaniem producenci podsuwali jej różne pomysły odnośnie tego co ma mówić, jak się zachować. Pytałem później, czy faktycznie myśli to, co mówiła w trakcie programu, czy też przede wszystkim grała rolę. Nie odpowiedziała… Nie zintegrowała się też z resztą grupy, choć próbowała, bo pewnie jej kazali.
Powiem o jeszcze jednym pomocnym zdarzeniu. Przed wyjazdem mieliśmy kontakt telefoniczny z realizatorami. Podczas jednej z rozmów zapytałem członka ekipy: Wiem, że nie możesz mówić za bardzo o programie, ale powiedz, kto właściwie jedzie? On odparł: Mogę powiedzieć, że na wyprawę udaje się sześciu mężczyzn, pięć kobiet i agent. Uznałem wówczas, że w ten sposób niepostrzeżenie się wygadał, że to kobieta jest agentem. Oczywiście mogłem się mylić, istniała przecież możliwość, że celowo mogłem w ten sposób zostać wprowadzony w błąd, trzymałem się jednak myśli, iż wspomniany człowiek niechcący dał mi wskazówkę i czas pokazał, że miałem rację. Opowiedziałem innym tę historię, mówiłem, że agentem jest kobieta, nie uwierzyli mi jednak i po kolei odpadali z programu, bo typowali mnie.
Czy po kilkunastu latach uważa pan, że udział w „Agencie” to była dobra decyzja?
Tak, przeżyłem coś wspaniałego. To była przygoda życia, nie musiałem się o nic martwić, poznałem Prowansję. Wyjazd traktowałem jak urlop.
Który uczestnik pierwszej edycji programu pana zdaniem najbardziej pasował na agenta?
Nigdy się nie zastanawiałem. Może Jakub Anduła, ze względu na to, że był policjantem?
Czy zdarzyło się, że oglądając program pomyślał pan, że powinien zrobić coś inaczej lub powiedzieć coś innego?
Nie. Przez cały czas byłem naturalny. Dobrze się bawiłem i niczego bym nie zmienił.
Miał pan jakieś ciekawe doświadczenia podczas emisji „Agenta”?
Po pierwszym lub drugim odcinku zobaczyła mnie sąsiadka i rzekła: Panie Jurku, już pan wrócił? A przecież z Francji wróciliśmy jeszcze we wrześniu, a emisja programu rozpoczęła się w października. Dodam, że chętnie pojechałbym do Prowansji w podróż wspomnieniową – śladami „Agenta”, czyli do miejsc, w których byliśmy i wykonywaliśmy zadania.
A czy to prawda, że był pan blisko zamieszkania w domu Big Brother?
Tak, zgłosiłem się do programu, ale odrzucili mnie w przedbiegach.
Czy udział w programie „Agent” w jakikolwiek sposób wpłynął na pana dalsze losy? Może miał pan np. ofertę związania się z telewizją?
Nie otrzymałem żadnej propozycji i nie stałem się celebrytą, choć może przez chwilę miałem parcie na szkło. Szybko mi jednak przeszło. Za to ludzie dość długo pamiętali mój występ w „Agencie” i jeszcze po kilku latach zdarzało się, że ktoś mnie zaczepił i przypominał o wyjeździe do Francji.
Śledził pan drugą i trzecią edycję „Agenta”?
Nie. To znaczy zacząłem, ale szybko przestałem. Nasza grupa w pierwszej edycji przede wszystkim dobrze się bawiła, natomiast następne wersje to już pełna komercja i wyścig po pieniądze. Tegorocznej edycji z celebrytami również nie oglądałem.
Co zmieniło i wydarzyło się w pana życiu od momentu, gdy zakończyła się emisja pierwszej edycji „Agenta”?
Każdy facet powinien spłodzić syna, wybudować dom i posadzić drzewo. Domu nie wybudowałem, syna, a nawet dwóch, spłodziłem i zasadziłem drzewo – tyle że genealogiczne. Stworzyłem stronę pankowscy.pl, poświęconą osobom noszącym to nazwisko. Około 90 procent zawartych tam informacji to wiedza zdobyta przeze mnie. Zdobywałem informacje w różny sposób, jeździłem na przykład do Gniezna czy Inowrocławia, by wyszukać historyczne adnotacje w archiwach diecezjalnych. Za to nigdy o historycznych losach rodziny nie wspominał mój ojciec. W czasie wojny wraz ze swoim ojcem, a moim dziadkiem trafił do obozu koncentracyjnego. Dziadek później został wywieziony przez Czerwony Krzyż do Szwecji, z kolei ojciec wrócił do Polski. Może nic nie mówił, bo nie chciał wzbudzać niepotrzebnej nadziei? Grób dziadka z pomocą internautów udało mi się jednak odnaleźć.
Co wydarzyło się poza stworzeniem wspomnianej strony? Zostałem dziadkiem, mogę pochwalić się wnukami.
Utrzymuje pan kontakty z osobami biorącymi udział w pierwszej edycji „Agenta”?
Dobry kontakt mam z Piotrkiem i Remkiem. Od czasu do czasu prześlemy sobie kartkę z Romkiem. Chciałem go nawet namówić na jakieś spotkanie z innymi osobami z „Agenta”, ale nie bardzo miał ochotę, mówił, że to dla niego temat zamknięty i nie chce do tego wracać. Także do Izy, która mieszka na Śląsku, mam kontakt. Piotrek ostatnio natomiast próbował zorganizować spotkanie z Liwią, ale nie wypaliło, czemu nie należy się zbytnio dziwić. Praca, obowiązki – nie każdy ma tyle czasu ile mam na przykład ja i nie zawsze może sobie pozwolić na spotkania w terminie, w którym mogliby stawić się inni. 
*     *     *
Panu Jerzemu należą się serdeczne podziękowania, że znalazł czas, by podzielić się z nami wspomnieniami i odpowiedzieć na szereg pytań związanych z "Agentem" i życiem po programie. A już dziś zapowiadam kolejną rozmowę. Przygotowana została i czeka na publikację rozmowa z Remigiuszem Małeckim, innym uczestnikiem pierwszej edycji programu. Pojawi się jeszcze w czerwcu, wcześniej jednak opublikuję 2-3 inne posty związane z programem (między innymi ostatnia część podsumowania). Przewidywany czas publikacji pierwszej części rozmowy - między 20 a 30 czerwca. 

6 komentarzy:

  1. Jak się pomyśli, że już 16 lat minęło, to się łezka w oku kręci... skończył się prawdziwy Polski Agent, niestety. Ale zawsze warto powspominać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, dziękujemy Panu Jerzemu! :)
    I nie mogę się doczekać rozmowy z Remkiem :D tak mi się właśnie wydawało, że to on może być bohaterem kolejnej rozmowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromne podziękowania dla pana Jerzego za poświęcony czas :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielkie podziękowania za wywiad:)

    OdpowiedzUsuń
  5. W ramach ciekawostki nie związanej z tym wywiadem dodam, że Remek na profilu facebookowym "Mówimy NIE celebrytom w "Agencie" w części "Posty gości" po lewej stronie przesłał wszystkim fanom Agenta pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora