piątek, 4 kwietnia 2014

Zejście (zjazd) z tamy

Trzeci sezon "Agenta". Odcinek pierwszy i pierwsze w ogóle zadanie w tejże edycji. Zawodnicy byli przekonani, że czeka ich skok na bunjee, wszak dzień wcześniej, gdy jechali na nocleg, mijali po drodze kilka "ciekawych" mostów. Okazało się jednak, że zadanie będzie inne.
Zawodnicy musieli zjechać po linie z tamy. Zadanie miało dodatkowe utrudnienie, uczestnicy musieli schodzić głową w dół, choć prowadzący w ramach dobroci pozwolił pierwszej osobie, by "zjechała" w normalnej pozycji.. Tama liczyła 129 metrów. Czas na wykonanie zadania - 2 godziny. Kto mógł zejść inaczej niż wszyscy i w jakiej kolejności poszczególni uczestnicy mieli schodzić - zależało tylko i wyłącznie od nich samych.
Do wygrania było aż 35 tysięcy złotych, a więc jak na "Agenta" bardzo dużo. Z tym, że zadanie musieli wykonać wszyscy. Oczywiście nie obyło się bez obaw, wszak było to zadanie z adrenaliną. Był jednak w grupie jeden uczestnik, który miał doświadczenie wspinaczkowe. To Wojtek (góral), który starał się mówić, co i jak robić i jak schodzić. Pierwszą osobą, która schodziła, inaczej niż wszyscy, była Teresa. Kolejnym był Wojtek, który szybko zjechał, a następnie wbiegł na tamę, by doradzać kolejnym schodzącym. Sytuację próbował wykorzystać agent, który starał się skierować na niego podejrzenia, że niby jest agentem, inaczej nie "denerwowałby" innych uczestników i nie powiększał ich stresu.
Jako trzecia schodziła Grażyna (powiedziała, że jej zdaniem Małgosia nie zejdzie). Zejście trzem osobom zajęło aż godzinę. Kolejnymi osobami, które schodziły, były: Aneta, Małgorzata i Beta. pozostała szóstka miała na zejście ledwie 20 minut. Jako siódmy schodził Rysiek (śpiewał podczas schodzenia), potem Artur i Kamila. Następnie Przemek, Adam i na koniec Mirek. I dali radę. Wspomniana szóstka zeszła w... 14 minut! Zadanie więc zostało wykonane.
W większości edycji zagranicznych również pojawiało się to zadanie.
Australia - zadanie pojawiło się w pierwszej edycji, w odcinku 6. Udział w nim wzięły cztery osoby (3 kobiety i jeden facet). Zadaniem uczestników było nie tylko zejść po tamie, ale również zdjąć po drodze chorągiewki zawieszone na dwóch różnych wysokościach. Łącznie do zabrania były trzy chorągiewki, które były zaczepione nie w miejscu, w którym uczestnicy schodzili, ale z boku trasy. Żeby do nich dotrzeć należało się "rozbujać" na linie. Udało im się zabrać jedynie jedną chorągiewkę, zadanie nie zostało więc wykonane. Do wygrania było 10 tysięcy dolarów australijskich. Co ciekawe Agent jako jedyny zdjął z tamy chorągiewkę (schodził jako drugi). Być może uznał, że kobiety nie dadzą rady zdjąć pozostałych?
Po raz drugi zadanie z tamą pojawiło się w ósmym odcinku 4 edycji. Również nie chodziło o samo zejście, ale by zgarnąć po drodze torby, w których ukryte były wskazówki (na jakimś nośniku komputerowym), gdzie ukryty jest pewien przedmiot. Udało im się zdobyć cztery z pięciu toreb (jedynie agent nie zdobył żadnej torby). Brakującą wskazówkę grupa mogła wykupić, kosztowało to jednak 3 tysiące dolarów. Zdecydowali się na to, by zwiększyć szansę na wygraną. Za to zadanie była bowiem przewidziana kwota 10 tysięcy. Wskazówkami były zdjęcia miejsca, w którym ukryte był ów przedmiot (z zewnątrz i wewnątrz), a także miejsca, gdzie znajduje się klucz do pomieszczenia. Od momentu, gdy zobaczyli wskazówki, mieli 30 minut na odnalezienie owego miejsca. Okazało się, że musieli na początku wspiąć się po schodach na tamę (miała 75 metrów. Po wielu perypetiach znaleźli wreszcie klucz, miejsce i znajdujący się tam chip. W ostatniej chwili udało im się odczytać, co na nim się znajduje, co było warunkiem wygranej. Dzięki temu wygrali 7 tysięcy.
USA - Zadanie pojawiło się w drugiej edycji, w odcinku 4. Uczestnicy zostali podzieleni na kilka grup. Po tamie schodziły najpierw cztery osoby. Ich zadaniem po drodze było przeczytać zamieszczone na niej jedno z pytań, odpowiedzieć na nie (odpowiedzią była cyfra) i przez walkie-talkie przekazać odpowiedź innemu uczestnikowi. Trzy pierwsze osoby mogły odpowiadać tylko na jedno pytanie. Ostatnia osoba oprócz odpowiedzi na swoje pytanie mogła również zmienić odpowiedzi innych uczestników. Zawieszonych na tamie pytań nie było wolno zdejmować.
Jak brzmiały pytania? Tak właściwie to były to zadania matematyczne. Jedno brzmiało tak: miesiąc urodzenia jednego z uczestników minus miesiąc urodzenia drugiego z uczestników. Drugie dotyczyło wieku. Dwa były związane z wcześniejszymi konkurencjami. Z owych cyfr powstawał kod, którym mieli otworzyć skrzynię. Do skrzyni położonej na półce mniej więcej w połowie tamy schodził twarzą w dół piąty uczestnik, ten, któremu przekazywali odpowiedzi. To on wpisywał kod i to on decydował, komu zaufać, jeśli ostatni uczestnik zmienił odpowiedź poprzednika. Po ustawieniu szyfru nie udało się jednak otworzyć skrzyni. Okazało się, że aż dwóch uczestników źle odpowiedziało na pytania. Co ciekawe, ów ostatni uczestnik, który mógł zmieniać odpowiedzi, na poprawną zmienił odpowiedź koleżanki, źle jednak odpowiedział na swoje pytanie. Agent nie uczestniczył w tym zadaniu, a do wygrania było 35 tysięcy dolarów.
Holandia - zadanie pojawiło się w 3 edycji, w odcinku 1. Do wygrania maksymalnie było 44 tysiące euro. Każda osoba, która schodziła twarzą w dół, zarabiała 2 tysiące, zejście twarzą w górę - tysiąc euro. Jeśli wszyscy zejdą w ciągu dwóch godzin, zarobione pieniądze zostałyby podwojone. Startowało jedenastu uczestników.
Zdjęcie z wykonywania zadania w edycji holenderskiej
Sześciu uczestników zdecydowało się schodzić "droższym" sposobem. Wszyscy zeszli w wymaganym czasie. Łącznie zarobili więc 34 tysiące euro. Agent oczywiście zszedł "tańszym" sposobem.
Zadanie pojawiło się także w pierwszym odcinku drugiej edycji niemieckiej. Mierzyli się z nim, z powodzeniem, także uczestnicy edycji izraelskiej w pierwszym odcinku.

2 komentarze:

  1. Czy w polskiej edycji zawodnicy wiedzieli od początku, że wszyscy muszą wykonać zadanie, żeby zostało ono zaliczone? Żałuję, że nie miała okazji tego zobaczyć - czy uczestnicy wzajemnie się nakłaniali, czy w jakiś sposób wybierali kolejność schodzenia? Być może w australijskiej edycji pozostałe chorągiewki były tak ustawione, że zdjęcie ich było wyjątkowo trudne, więc realizatorzy pozwolili agentowi trochę namieszać pomagając grupie? W jaki sposób wybrano uczestników do tego zadania (agent i trzy dziewczyny)? Wersja ze Stanów to zdecydowanie nie mój typ zadań - tu jest co najmniej kilka zadań połączonych w jedno - o dwa lub trzy utrudnienia za dużo. Chyba, że oglądało się to w miarę sprawnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w polskiej edycji wiedzieli od początku, że zejść muszą wszyscy w określonym czasie. Wojtek był tym, który starał się rozładować strach i napięcie, poprzez żarty, rady, itp. Nie wszystkim to pomagało, co wykorzystał Agent, starając się na niego skierować podejrzenia (że niby on to robi po to, by kogoś bardziej zestresować, a więc, by było trudniej zadanie wykonać). Kolejność ustalali między sobą (np. Małgosia powiedziała, że ona teraz idzie, bo jak nie pójdzie teraz, to boi się, że w ogóle nie pójdzie). Co do kolejności sporo do powiedzenia miał Wojtek, który starał się, by kilka "silnych" jednostek zostało na koniec.
      W wersji australijskiej wspomniane chorągiewki były od toru zejścia oddalone nieco w bok. Trzeba było niejako oprzeć się nogami o tamę i rozbujać linę tak, by "dobiec" po tamie do chorągiewki.
      Jak wybrano uczestników? Akurat w momencie, gdy pojawiło się zadanie w pierwszej edycji australijskiej, na placu boju pozostał agent (jedyny facet) i cztery kobiety. Spośród siebie wybrali osobę, której ufają najbardziej, ta osoba otrzymała inne zadanie.

      Usuń

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora