piątek, 17 października 2014

Lot na... samolocie

Wreszcie remont dobiega końca, będę mógł więc znów bardziej regularnie pisać na blogu poświęconym programowi "Agent". Dziś krótki wpis o zadaniu, które pojawiło się w trzeciej edycji programu w odcinku trzecim. Krótki, bowiem z trzeciego sezonu pamiętam niewiele, a znaleźć cokolwiek o tej edycji graniczy z cudem.
Na czym polegało zadanie? Każdy z uczestników musiał zdecydować się na lot na... samolocie. Konkretnie na dwupłatowcu, który na górnym skrzydle miał przymocowane specjalne krzesło. Aby wygrać, wszyscy uczestnicy (poza Wojtkiem i Anetą, którzy mieli inne zadanie) musieli zdecydować się na krótki lot na samolocie. Podobno lot ową nietypową maszyną z Anglii do Portugalii zajął pilotowi cztery dni. To tak w ramach ciekawostki. Nie wiem, ile konkretnie trwał lot każdego z uczestników, w każdym razie bardzo krótko. Niektórzy narzekali na start (nieprzyjemne uczucie), inni na sam lot, generalnie jednak wszyscy, którzy zdecydowali się na wykonanie zadania uznali, że było to coś wspaniałego, niesamowitego i godnego zapamiętania. Coś, co warto było przeżyć.
Samolot miał lecieć z prędkością 200 km na godzinę około pół kilometra nad ziemią. Jako pierwszy do zadania podszedł Przemek. Po agentowemu stwierdził, że to siedzenie jest takie, jakby miał za chwilę z niego wypaść. Zadanie wykonał, wrócił uśmiechnięty (zadowolony, bo wylądował - stwierdziła Małgosia) i z przejęciem opowiadał zarówno o wrażeniach jak i niewygodach. Lot porównał do szybkiej jazdy w kabriolecie, w którym nie ma szyb... Jako druga wystartowała Grażyna, która mówiła, iż jest podjarana, ale też ma cykora. W odróżnieniu od Przemka nie wrzeszczała na samolocie, swoje zadanie wykonywała w ciszy. Wyglądała na przerażoną, po wylądowaniu opisywała, że w powietrzu ze względu na wiatr nie mogła w ogóle nic mówić, ogólnie jednak opisała lot jako coś fajnego... Trzeci na samolocie znalazł się Rysiek, który w trakcie lotu postanowił... pośpiewać ("Bo jo cie kochom" - De Press). W dalszej kolejności do zadania podeszli Teresa, Mirek (nawet jeżeli jest agentem, musi wykonać to zadanie. Nikt nie uwierzyłby w jego strach - lektor), bojąca się Beta (jest opór i trochę boli - słowa po wylądowaniu) i Małgorzata.
Jako ostatni zadanie wykonywał bojący się Adam. Tuż przed oderwaniem się od ziemi usłyszał słowa: "Nie patrz w dół, nie patrz w dół". Natychmiast odpowiedział: - Patrzę w dół Shrek, ja patrzę w dół... Wyzwanie zostało wykonane, o tym jednak, czy 10 tysięcy trafi do puli nagród, zadecydować mieli Wojtek i Aneta. Zadania były bowiem połączone, a więc wymieniona dwójka, która nie latała samolotem, musiała sprostać swojemu wyzwaniu. O tym, czy im się udało i co musieli wykonać napiszę innym razem.
Zadanie pojawiło się także w trzeciej edycji holenderskiej, w odcinku 6. Z tym, że w Holandii zadanie było nieco zmodyfikowane. To znaczy nie wystarczyło tylko zdecydować się na lot na samolocie. Trzeba było jeszcze wypatrzeć na ziemi litery i je zapamiętać. Uczestnicy mniej więcej wiedzieli, gdzie te litery mogą być umieszczone, nie wiedzieli jednak ile ich jest. Zapamiętanie ich było ważne, bowiem po locie należało z nich utworzyć słowo.
Pierwszy uczestnik znalazł dwie litery - G i H, drugi znalazł literę A, trzeci zaś S. Czwarta osoba znalazła litery L i A. Zanim wystartowała ostatnia osoba, zawodnicy podejrzewali już, jakie słowo powinni ułożyć. Ostatni uczestnik dostarczył kolejną literę - A, co zgadzało się z ich podejrzeniami. Ułożyli holenderskie słowo: Waaghals (Daredevil) i okazało się ono prawidłowe, dzięki czemu grupa wygrała 10 tysięcy euro.
A co do agenta - nie był on w grupie latającej samolotem.

2 komentarze:

  1. Hej! Świetna strona! Właśnie mnie wzięło na wspominanie Agenta i od razu moje pytanie - czy kojarzysz może odcinek polskiej edycji, w którym uczestnicy byli zamknięci w różnych pokojach i musieli w jakiś sposób nawiązać ze sobą kontakt lub odgadnąć hasło (nie pamiętam już za dobrze...) Pamiętam, że ktoś po wejściu na rowerek powodował zapalenie się jakichś liter na ścianie itp. To była świetna konkurencja.

    Drugie pytanie - czy oglądałeś w oryginale inne edycje? Można znaleźć do nich ew. napisy? Czy ich oglądanie jest faktycznie tak emocjonujące jak polskich odcinków? Dzięki za odpowiedź :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pamiętam odcinek, o który pytasz. Postaram się to zadanie opisać jeszcze w tym roku - wszak to z odcinka, którego nie udało się chyba nikomu (a przynajmniej nikt się nie przyznał) znaleźć w internecie.
      Tak, oglądałem wiele edycji zagranicznych, ale nigdzie nie widziałem żadnych napisów w języku polskim (przy którejś gdzieś widziałem w j. angielskim, ale nie pamiętam przy której). Czy jest emocjonujące? Moim zdaniem mniej niż polska edycja właśnie ze względu na język - trudniej tropi się agenta, kiedy nie można posłuchać rozmów uczestników (a raczej ich zrozumieć), trudniej też przychodzi zrozumieć, o co chodzi w zadaniu, którego nie było w polskiej edycji, gdy prowadzący/a mówi o nim w języku np. holenderskim.

      Usuń

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora