Przedstawiam kolejną opinię o Agencie-Gwiazdy, przypominając, że każdy może napisać, co sądzi o tej wersji Agenta. Nie ma znaczenia, czy program mu się podoba, czy też nie. Ważne, aby spełnione zostały dwa warunki, o których napisałem w poprzedniej opinii. Autorką dzisiejszej opinii jest Kacha.
Pod jednym z postów przedstawiłam swoją opinię po jednym z odcinków, ale teraz kiedy jestem na świeżo po obejrzeniu pierwszej polskiej edycji Agenta (zawaliłam, bo najpierw przeczytałam blog od deski do deski więc wiedziałam wszystko, zamiast najpierw obejrzeć) zastanawiam się dlaczego spieprzono tak dobry program. Edycje sprzed tych kilkunastu lat kipiały aż od nadmiaru emocji, idealnie dobrana muzyka, prowadzący, który wprowadzał aż czasem nastrój grozy, miejsca gdzie odbywały się zadania - zamki, pałace, wieże no i najważniejsi: uczestnicy. Uczestnicy, którzy byli naturalni i prawdziwi, żadne z ich zachowań nie było sztuczne i grane pod publikę. Ich emocje były prawdziwe, był strach, przerażenie i łzy. Widok Liwii przed skokiem na linie mam do tej pory przed oczyma - zapłakana, mówiąca o córce.
W Agencie - Gwiazdy (notabene, same sławy m.in.: trenerka fittness, uczestniczka programu Żony Hollywood, albo żona wokalisty pewnego zespołu) tego nie ma, nie dość że uczestnicy znają się prywatnie (chociażby ze "ścianek", imprez itd.) czyli wiedzą o sobie prawie wszystko, to odpada element zaskoczenia, gry, przewagi nad innym uczestnikiem, można czytać jak w otwartej księdze. Porównując stawki za zadania (o których wspomniano już wcześniej) można odnieść wrażenie, że prawie cały budżet programu wydano na gażę dla uczestników i oszczędzono na główną wygraną. Program jest wyreżyserowany od a do z. Wypowiedzi uczestników są sztuczne, te przyklejone uśmiechy, wzajemne oskarżenia dotyczące sojuszów robi się już nudne, zwłaszcza gdy ogląda się to samo w każdym odcinku.
Kolejna kwestia to brak jakichkolwiek emocji podczas oglądania. Wystarczyło wpisać w wujka google kto odpadnie, albo śledzić profile "gwiazd" na facebooku, instagramie lub snapchacie. W ten sposób przed premierą wiedziano już kto odpadnie. Czy taka sytuacja miała miejsce w tamtych edycjach? Moment eliminacji to jakieś nieporozumienie. Wystarczy porównać kolację z piórkami z nastrojową muzyką ze sprawdzaniem testu przez p. Rusin, gdzie na ekranie pojawia się tylko kolor czerwony lub zielony. Emocje? Po mojemu żadne. Można wymieniać jeszcze dużo i dużo. Prowadząca mdła i bez wyrazu (panie Meller niech pan wraca ale tylko do starej formuły!), wszędzie immunitety i jokery. Zadanie ze zgadywaniem ile jokerów ma prowadząca w dłoni, podczas gdy "gwiazdy" stoją za nią i komunikują ile akurat jest ich w dłoni, poprzez podniesienie ręki było tak żenujące, że aż śmieszne. Dla zainteresowanych był to odcinek 9. Dobry, pełen niepewności i ciekawości program zastąpiono chłamem na miarę dzisiejszej telewizji. Z każdej strony wyskakują celebryci, bo nie da się tego nazwać gwiazdami. Wszystko robione jest pod nich, w telewizji nie ma już miejsca szarego Kowalskiego. Szkoda, bo Agent miał potencjał, ale jeśli zmienia się coś co było dobre wychodzą efekty takie jak program Agent - Gwiazdy.
To prawda. Przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz: moment odpadnięcia i pożegnania. W dawnym Agencie osoba wyeliminowana musiała od razu opuścić resztę, bez słowa. Obecnie celebryci czule się żegnają, rozmawiają i bez problemu mogliby przekazać informacje, np. kogo typowali.
OdpowiedzUsuńJak odpadał Tomek, to chyba coś szepnął do ucha Antkowi...
OdpowiedzUsuńTeż odniosłam takie wrażenie
UsuńKiedy kolejna część Najlepszych momentów?
OdpowiedzUsuńPostaram się w tym tygodniu opublikować :)
OdpowiedzUsuń