W dzisiejszej części przedstawiam wam krótką rozmowę, którą niedawno zupełnie przypadkiem przeczytałem. Na kilka pytań po programie "Agent" odpowiedziała Liwia Kwiecień, zwyciężczyni pierwszej edycji.
* * *
Jak się pani czuje jako gwiazda?
Nie przesadzałabym z tym gwiazdorstwem. Odczuwam wprawdzie popularność, ale to chwilowe. Minie miesiąc i nikt nie będzie pamiętał, że wygrałam. Zdarza się, że jestem rozpoznawana w sklepie czy na ulicy. Ludzie pytają, czy to ja, czy tylko jestem taka podobna do tej Liwii z "Agenta". Odbieram gratulacje. To miłe.
Miała pani chwile zwątpienia?
Oczywiście. Gdy nie udało mi się wykonać jakiegoś zadania miałam świadomość, że inni będą mnie podejrzewać, że to ja jestem agentem. Wciąż trwała rywalizacja i walka o przetrwanie. Nie wiedzieliśmy, co nas jutro czeka, gdzie pojedziemy, czy coś dostaniemy do jedzenia... Poza tym tęskniłam za córką, z którą nie miałam kontaktu.
Czy udział w takim programie przynosi korzyści?
Nauczyłam się więcej siebie. Zobaczyłam się w innych sytuacjach. Ten wizerunek z programu niekoniecznie zgadza się z wizerunkiem, który miałam wcześniej. Okazało się, że jestem bardziej opanowana i potrafię do wielu spraw podchodzić z większym dystansem, niż mi się to wydawało. To zalety, które odkrywałam. Wadą zaś jest to, że pozostawałam trochę z boku. Można było odnieść wrażenie, że jest jedenastu uczestników i ja jedna...
Kiedy rozpoznała pani, kto jest agentem?
Nigdy nie wykluczałam, że to Agnieszka. Z drugiej strony wydawało mi się niemożliwe, żeby agentem był prawnik, który z natury rzeczy powinien być prawy. Przez trzy ostatnie odcinki miałam już jednak pewność. I się nie pomyliłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora