Niemal równo trzy lata temu pisałem o zadaniu, w którym należało ustalić, kto jest złodziejem. Pojawiło się ono w edycji australijskiej. Dzisiejsze, zbliżone do tamtego również pojawiło się w edycji australijskiej - dokładniej w piątym odcinku trzeciej edycji.
Aby zadanie ruszyło z miejsca grupa musiała najpierw wybrać osobę, która jest bardzo spostrzegawcza. Na ochotnika zgłosiła się jedna z uczestniczek, która następnie przeszła przeszkolenie detektywistyczne. Pozostali otrzymali koperty, a w nich instrukcje - wskazany został tzw. "morderca" i "ofiara". Pierwszy z wymienionych uczestników musiał dokonać fikcyjnego morderstwa, ale w taki sposób, aby nikt inny nie dowiedział się, iż to on jest winowajcą.
Gdy już scena rodem z książek Agaty Christie (a przynajmniej mająca w założeniu nawiązywać do twórczości tej autorki) została odegrana, do akcji wkraczał śledczy, a raczej śledcza. Jej zadaniem było schwytać przestępcę. Każdy, kto nie był winien, musiał na pytania prowadzącej dochodzenie odpowiadać zgodnie z prawdą, jedynie winowajca mógł kłamać. Łącznie pani detektyw mogła zadać dziesięć pytań. Ważne - jeśli morderca zostałby schwytany, wówczas grupa nie zarobiłaby pieniędzy, a tropiciel otrzymałby zielone piórko. Z kolei nieudane śledztwo oznaczało 5 tysięcy dolarów australijskich do puli nagród.
Pani detektyw, jak przystało na dobrego śledczego, obejrzała miejsce zbrodni oraz narzędzie, którym dokonano fikcyjnego morderstwa, próbowała też znaleźć odciski palców... Potem postanowiła ustalić, skąd narzędzie zbrodni zostało zabrane i na drzwiach do owego pomieszczenia również poszukać odcisków palców. Wreszcie przeszła do pytań - pierwsze sześć brzmiało tak samo: W jaki sposób otwierają się drzwi do narzędziowni? Trzeba je pociągnąć czy popchnąć? Każdy z pozostałych uczestników je usłyszał i na nie musiał odpowiedzieć. W skrócie - każdy odpowiedział, że nie wie, z tym, że jedna osoba odpowiedziała dość obszernie.
Pani detektyw postanowiła więc spróbować "dogadać się" z mordercą, zaproponować mu układ. Otóż wybrała cztery jej zdaniem najbardziej podejrzane osoby i złożyła każdej ofertę, którą mógł przyjąć tylko ten, kto jest mordercą. Oferta brzmiała: 50 procent szans na zielone piórko. W przypadku przyznania się sprawcy do morderstwa miałby nastąpić rzut monetą o to, do kogo ostatecznie trafi zielone piórko - prowadzącego śledztwo czy przestępcy. Nikt z czwórki nie przyznał się jednak do popełnienia zbrodni.
Po zakończeniu śledztwa i analizie wszystkich dowodów i odpowiedzi pani detektyw wskazała osobę, która jej zdaniem dokonała przestępstwa. Wybór był trafny, co oznaczało, że grupa pieniędzy nie zarobiła. Jak prowadząca śledztwo uzasadniła wybór? Otóż przy składaniu oferty trzy osoby odpowiadały, że nie zgadzają się na proponowaną ofertę lub jej nie akceptują, a tylko jedna powiedziała dodatkowo, że chce pieniędzy - co miało wskazywać na to, iż jako jedyna mogła cokolwiek wybrać, inni przecież musieli za każdym razem odpowiadać zgodnie z prawdą, nie będąc przestępcą nie mogli więc zaakceptować oferty, nie mogli też czegokolwiek chcieć... Wydaje mi się jednak, że nie bez znaczenia był fakt, iż śledztwo prowadził agent (przypomnę, że zgłosił się na ochotnika, co mogło nie być przypadkowe) - być może przy prowadzeniu śledztwa wiedział już, kogo ma wytypować, musiał jedynie znaleźć sposób na potwierdzenie swojej tezy, by inni nie nabrali podejrzeń co do jego (agenta) tożsamości.
Zadanie pojawiło się także w piątym odcinku edycji katalońskiej jako część pewnej całości. Nie dysponuję szczegółami z tejże edycji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora