Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu pojawi się kolejny wywiad z uczestnikiem "Agenta" z drugiej edycji programu. Nim do tego dojdzie przedstawiam kolejny historyczny tekst związany z programem i jego uczestnikami.
Tym razem jest to tekst odnaleziony na stronie wielkopolskie.naszemiasto.pl. Tekst ukazał się 24 grudnia 2002 roku, nosił tytuł "Jedenaście zielonych piórek", a jego autorką była Izabela A. Kolasińska. Bohaterką tekstu - zwyciężczyni trzeciej edycji programu, Małgorzata.
* * *
Małgorzata Goździkowska, dentystka z Koła, wygrała ponad 100 tysięcy złotych w trzeciej edycji programu ,,Agent’’. – Miałam niewiarygodne szczęście. Dla tej adrenaliny warto było nawet skoczyć ze spadochronem – mówi Małgorzata Goździkowska z Koła, która wygrała trzecią edycję programu ,,Agent’’. – Jestem trochę szaloną kobietą. Dość już miałam rodzinnych wczasów. Marzyły mi się sporty ekstremalne.
Na co dzień stomatolog i ortodonta, mama dwóch synów: 12-letniego Bartosza i 18-letniego Filipa, żona Macieja Goździkowskiego, wicedyrektora kolskiego szpitala, wystartowała w trzeciej edycji programu ,,Agent’’, emitowanego przez TVN. Była najlepsza. Zebrała komplet zielonych piórek. Wygrała.
Mamo, musisz!
Na udział w programie namówili ją synowie. – Postawili mi ultimatum: musisz i koniec! – mówi Małgorzata. W poprzedniej edycji ,,Agenta’’ swoich sił próbował jej mąż Maciej. – Na castingach doszedłem do ścisłej dwudziestki, ale w grupie był już jeden lekarz – Bartek i odpadłem – wspomina Goździkowski. Jego żona miała większe szczęście. – Kilka razy jeździłam na eliminacje. Spośród przeszło 30 tysięcy ludzi wybrano dwunastu. Mnie też – opowiada Małgorzata. Spakowała plecak i pojechała na Okęcie. Dopiero tam poznała pozostałych uczestników programu i dowiedziała się, że jej wielka przygoda ma na imię Portugalia. – Domyślałam się, że będzie to któryś z ciepłych krajów. Nawet się ucieszyłam, że to właśnie Portugalia, bo jeszcze tam nie byłam, ale muszę przyznać, że na zwiedzanie nie było czasu – ciągnie pani Małgosia. – Nagrywanie programu rządzi się swoimi prawami. To co widać potem w telewizji, to efekt wielu godzin pracy.
Ten koszmarny spadochron
Małgorzacie marzyła się przygoda, ale niektórych ,,atrakcji’’, jakie przygotowano zawodnikom, nie spodziewała się w najczarniejszych snach. Spośród wielu konkurencji, najbardziej przeraził ją skok ze spadochronem z wysokości czterech tysięcy metrów. Musiała skoczyć pierwsza, choć w programie była pokazana jako trzecia. Śmiertelnie przerażona Małgorzata została wręcz wypchnięta z samolotu i wylądowała na obrzeżach lotniska. Z linek spadochronu pomogli jej się wyplątać przypadkowi kierowcy. – Myślałam, że tego nie zrobię. Mam lęk wysokości i lęk przestrzeni. Ale dałam sobie radę. Do domu wróciłam z kursem skoczka spadochronowego – wspomina Goździkowska.
Chwile paniki przeżyła, gdy do szklanej trumny, w której musiała spędzić kilka minut, wpuszczono pięć jadowitych węży. – Boję się węży i pająków. Dlatego było to dla mnie takie trudne. Połowy z tych rzeczy nigdy bym nie zrobiła. Ale gdy obok stoi grupa, gdy trzeba to zrobić przed kamerą, to mobilizuje – tłumaczy.
Zimno w ogniu
Ostatnia próba, prawdziwie ogniowa, czyli spacer w płonącym kombinezonie, również nie przypadła jej do gustu. – Pewnie, że spadochron był najgorszy, ale tej ostatniej konkurencji towarzyszyła atmosfera straszliwego napięcia. Wokoło było mnóstwo wozów strażackich. W pogotowiu czekał ambulans, jakby tam rzeczywiście miało wydarzyć się jakieś nieszczęście – opisuje Małgorzata. – A ja nie czułam nawet ciepła tego ognia. Na gołe ciało musieliśmy nałożyć specjalne kostiumy. Chyba były wymrożone, bo szczękałam zębami. Dopiero na nie zakładaliśmy te drelichy, które podpalano.
Wojtkowi - Góralowi i Mirkowi powiedziała potem, że nie przeszła tej próby. Blefowała. – Byłam na nich wściekła, że dzień wcześniej postawili pieniądze ze wspólnej puli, żeby kupić sobie zielone piórko – tłumaczy. Ona odmówiła. I choć to ,,tylko gra’’, nie chciała w tak nieuczciwy sposób zwiększać swojej szansy na finał. – Źle bym się z tym czuła – mówi.
Agentowi drżały ręce
Na trop agenta wpadła dosyć późno. – Cały czas typowałam Ryśka. To było moje wielkie szczęście. Miał wiele cech wspólnych z Mirkiem. Obaj często nosili sandały, byli w tych samych grupach i wykonywali te same zadania. Pierwsza wątpliwość pojawiła się, gdy odpadła Aneta. Ona też typowała na agenta Ryśka, a on był doskonałym aktorem. Dopiero jak zabrał te 20 tys. zł, otworzyły mi się oczy – relacjonuje Małgorzata.
Od początku postanowiła mniej skupiać się na wykonaniu zadań (niech bawią się młodzi!), a więcej uwagi poświęcać na obserwację kompanów. – Patrzyłam jak się zachowają na pierwszej kolacji. Gdy rozcinali koperty, połowie z nich drżały ręce. Mirkowi też! – mówi. – W Portugalii stoczyliśmy psychologiczną grę. Twórcy programu założyli sobie, że agent będzie przywódcą grupy i w ten sposób odsunie od siebie podejrzenia. Ale Góral zrobił im niespodziankę! Jak odpadł Rysiek, wiedziałam już, że Góral na pewno nie jest agentem. Typowałam Mirka. Tylko nie miałam pewności, czy wygram.
Podwójna agentura
Zaczęła się gra, zwodzenie pozostałych zawodników, sianie wątpliwości. Udało jej się wpuścić w maliny Grażynę, która była przekonana, że to Małgorzata jest agentem. Grażyna odpadła. Został tylko Wojtek i ona. Oboje wiedzieli, że agentem jest Mirek. Wszystko zależało teraz od wyników testu. Musieli odpowiedzieć na 52 drobiazgowe pytania. – Góral przez cały dzień gadał z Mirkiem. Sądziłam, że dokładnie go wypytał o wszystko i przez testy przejdzie jak burza. Jak zobaczyłam pytanie, jaką muzykę lubi agent, myślałam, że nie odpowiem. Ale pomogła intuicja. Postawiłam na bluesa i trafiłam w ,,10’’ – cieszy się.
Dopiero dużo później Małgorzata dowiedziała się, że miała 10 poprawnych odpowiedzi więcej niż Wojtek i była od niego szybsza o 30 minut. To dopiero była satysfakcja!
Ostatnia kolacja
Brzęk kieliszka, trącanego metalowym nożykiem do rozcinania kopert do dziś budzi u Małgorzaty nieprzyjemny dreszcz. Przypominał, że za chwilę ten, kto wyciągnie z koperty czerwone piórko, bez słowa wstanie od stołu i wróci do domu. Na ostatniej kolacji na swoich miejscach zasiedli wszyscy uczestnicy programu. Do końca nie byli zgodni, kto mieszał im przez ostatnie tygodnie szyki: Mirek czy Wojtek. Od Marcina Mellera pierwszy otrzymał sztylecik Góral. W jego kopercie było czerwone piórko. Wojtek okazał się wielkim przegranym. Małgorzata już wiedziała, co będzie dalej, ale... – Byłam półżywa ze zmęczenia. Tysiące myśli przelatywały mi przez głowę. Kiedy skończyło się nagranie, usiadłam na chodniku i po prostu rozpłakałam się – wspomina Goździkowska.
Udział w programie był dla niej przede wszystkim morderczą pracą. – Najbardziej brakowało mi snu. Spaliśmy po trzy, cztery godziny na dobę. Nie było czasu, żeby umyć włosy, zrobić sobie makijaż – opisuje. – Miałam moment kryzysu. Chciałam wracać do domu. Myślałam, że sama poproszę o to czerwone piórko. Miałam wszystkich dosyć. Nie mogłam na nich patrzeć. Potem, gdy spotkaliśmy się na nagraniu w Polsce, powitaliśmy się, jakbyśmy się nie widzieli z dziesięć lat. W styczniu wszyscy spotkamy się w Kole. Wygrany, czyli ja – stawia kolację.
Najpierw przygoda
Wygrana nie przewróciła jej w głowie. – Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie pojechaliśmy tam po pieniądze. Do wygrania było ich w końcu 300 tys. Ale nie to było najważniejsze. Myślę, że dla wszystkich była to najpierw wielka przygoda. Takiej dawki adrenaliny jeszcze nigdy w życiu nie dostałam. Robiłam rzeczy, na które w normalnych warunkach pewnie nigdy bym się nie zdecydowała – uśmiecha się finalistka ,,Agenta’’.
Udział w programie odmienił Małgorzatę. Stała się bardziej odporna na stres i codzienne uciążliwości. – Ma duży dystans i luz do tego co ją otacza – ocenia jej mąż Maciej. W programie obiecała, że wygraną (po odliczeniu 20 tys. zł dla Ryśka, z puli zostało dla niej nieco ponad 100 tys. zł) podzieli się z tymi, którzy będą potrzebowali finansowego wsparcia. Pomysłów ma wiele. Małgorzata: – Jest wiele fundacji charytatywnych, ale ja chciałabym, żeby te pieniądze pozostały gdzieś tu, w Kole. Ale: na razie nie dzielmy skóry na nie ubitym niedźwiedziu. Jak już dostanę te pieniądze, będę wiedziała, co z nimi zrobić.
Feta na cześć mamy
Wieczór, kiedy wyemitowano ostatni odcinek ,,Agenta’’, był dla Małgorzaty jednym z najmilszych od paru miesięcy. Na tę chwilę czekała przywieziona z piwnic w Porto butelka znakomitego wina. Małgorzata dotąd skrzętnie skrywała nawet przed najbliższymi przyjaciółmi i koleżankami z pracy, co wydarzyło się w Portugalii. Teraz wreszcie mogła wyciągnąć pliki kolorowych zdjęć, opowiedzieć co przeżyła.
– Wieczór spędziliśmy z naszymi najlepszymi znajomymi. Oni w ogóle nie chcieli słuchać, że może to nie ja wygrałam. A gdy już wszystko było jasne, strzeliły korki od szampanów, wyhuśtali mnie i odśpiewali ,,Sto lat! ’’ – dzieli się wrażeniami. – Mój syn, Bartek dostał wtedy chyba 14 SMS-ów od kolegów z gratulacjami za mamę! A ja po prostu miałam niewiarygodne szczęście!
Aż nie chce mi się wierzyć, że pieniądze dla Ryszarda pochodziły ze wspólnej puli. Przecież zabrał to, co grupa mogła wygrać za sztafetę.
OdpowiedzUsuńFakt, Małgorzata miała ogromne szczęście - została w programie zamiast Anety, a większość pozostałych uczestników zaczęła wtedy stawiać właśnie na późniejszą zwyciężczynię. Ciekawe, czy podjęłaby decyzję o powrocie do Polski z 20 tysiącami PLN, gdyby była na miejscu Ryszarda (decydowały o tym 4 sekundy na corridzie).
Wiele tłumaczy fakt, że Mirek musiał zmieniać strategię, bo Wojtek automatycznie został liderem grupy. Dziwne, że producenci tego nie przewidzieli. Mirek dobrze grał i nadawał się do roli agenta, ale tak naprawdę mało które zadanie zostało niezaliczone właśnie przez niego. Jego wypowiedzi w finale nt. działalności agenta ograniczały się głównie do tego, że nie musiał nic robić, bo grupa nie była zgrana i kładła zadania bez jego pomocy. Sądzę, że Agnieszka zrobiła to lepiej, a Mirek z drugiej edycji o wiele lepiej, ale faktycznie uczestnicy III edycji byli dość niefortunnie dobrani - Grażyna zbyt podobna do Anety, Gosia do Teresy, Rysiek do Przemka (w ten czy inny sposób). Najtrudniejsza do podrobienia była Kamila, która odpadła jako pierwsza.