„Co takiego powoduje, że to właśnie "Agent" ma swoich wiernych fanów i nie zginął w natłoku różnych innych programów, podczas gdy zdecydowana większość innych telewizyjnych produkcji dawno została zapomniana?” Przyznaję, że to pytanie mnie zaskoczyło. Zupełnie zaskoczyło - napisała Joanna, autorka pierwszej publikowanej opinii. - A to dlatego, że uświadomiło mi, że nie potrafię na nie tak po prostu odpowiedzieć. Choć uważam siebie za fankę „Agenta” i to właśnie starego „Agenta”, a nie „Agenta G.”. O zaletach „Agenta” napisano już sporo na tym blogu, ale na pewno nie zaszkodzi dorzucić swojej cegiełki.
Przede wszystkim „Agent” szokuje:
Normalnością. Granica dobrego smaku nie została w żadnym momencie przekroczona. Im dalej brniemy w 21. wiek, tym mniej programów typu reality show może się tym poszczycić. Kamery bezpardonowo wpakowują się „z biuciorami” w prywatność nieszczęśników albo gagatków z parciem na szkło, a widzowie to kupują. Rzeczywistość musi być jak najbardziej zdeformowana, a uczestnicy muszą wręcz skakać sobie do gardeł. Krew, łzy, przekleństwa, golizna (jak podejrzewam, choć nie miałam tej wątpliwej przyjemności oglądać „Big Brothera”). Widzowie muszą zobaczyć to, co nimi wstrząśnie w sensie takim, że poczują obrzydzenie i złość. Uroczo…
Naturalnością. W „Agencie” byli ludzie tacy jak ty czy ja. Czy twój sąsiad z wiecznie szczekającym psem. Czy twoja dentystka wciskająca kit, że wcale nie będzie bolało. Lub ten rudy chłopak w słuchawkach na uszach, który zawsze w porze lunchu jeździ z tobą tramwajem. Po prostu naturalni ludzie z ich naturalnymi reakcjami, którzy być może myślą podobnie jak ty (tylko swoje myśli wygłaszają przed kamerami) i być może wykonują zadania podobnie jak ty. Oczywiście, że cześć z nich trochę udaje, trochę gra, ale ich gra jest tak udana, jak każdego innego amatora. Jedni trochę lepiej, inni trochę gorzej. Spójrz, może wyczujesz fałszywą nutę? A może dałeś się wykiwać tak samo jak towarzysze tego udawacza? Czy zagrałbyś lepiej? A może postawiłbyś na szczerość? Z całą pewnością w „Agencie” ma się poczucie, że ta grupa jest ci bliska. Bo znałeś podobnych ludzi. Bo sam jesteś podobny.
Inteligentną intrygą. To ona stanowi podstawę całego programu, podczas gdy w innych, często chodzi głównie o to, by sprzedać prywatność ludzi w możliwie najdziwniejszy sposób. A w „Agencie” nie ma tak łatwo. Nie wystarczy dostać głosów od wyniosłych ludzi, którym się podlizywałeś, ani wypełnić jakiegoś żałosnego zadania rozbuchanego do gigantycznych rozmiarów przez słowa kolesia z dobrą dykcją, który z braku laku wziął fuchę prowadzącego, ani nie wystarczy nawet się poniżyć, by zagrzać miejsce w tym programie na dłużej. W „Agencie” trzeba było… umieć myśleć. Taki szok. Nie sugeruję absolutnie, że ci którzy wypadli wcześniej mieli jakiś problem z tą umiejętnością, ale trzeba przyznać, że PRZEGRALI tę walkę UMYSŁOWĄ przeciwko tym, którzy utrzymali się dłużej. Spostrzegawczość. Zdolność kojarzenia faktów. Doskonała pamięć. Odsunięcie na bok sympatii i antypatii. Odporność na stres. To ci się naprawdę przyda w „Agencie”. Choćbyś nawet i „zeżarł” swoje kapcie na wizji to nie przedłużysz tym ani o godzinę swojego występu w świetle fleszy.
Tytułową postacią. Powiedzmy sobie szczerze, w wielu innych programach typu reality show im więcej widz wie o uczestniku, tym lepiej. A co gdyby jednemu uczestnikowi na prawie wszystkie odcinki założyć maskę? Czy producenci wielu innych programów by to wytrzymali? Skoro aż się palą, by tak bardzo sprzedać uczestnika, to chyba nie. A jak się okazuje napięcie długo utrzymywanej tajemnicy robi znacznie lepsze wrażenie niż dziesiąty niesamowity fakt z życia uczestnika, który masz wrażenie, że gdzieś już wcześniej słyszałeś. Może w jakimś konkurencyjnym reality show…
Skoro już ustaliłam, dlaczego „Agent” jest szokujący, nie mogę nie dodać innych powodów, dla których został zapamiętany.
Takich jak muzyka. Niby nic, ale kto raz usłyszał muzykę „Agenta” wie o co chodzi. W jakim innym reality show zwraca się na nią uwagę?
Pierwszeństwo. To też robi swoje. Jako pierwszy program typu reality show musiał wywrzeć o wiele większe wrażenie niż następny. To tak jakby zjeść solidny obiad i dostać dokładkę. Siłą rzeczy czujesz przesyt i przestajesz zwracać uwagę na smak. Podobnie zresztą było „BrzydUlą”, serialem, który cieszył się wcale niezłą popularnością swego czasu. A każdy kolejny serial TVN-u w ten deseń był tylko gorszy i gorszy.
Prowadzący Marcin Meller. Bardzo dobrze dobrany, według mnie. Budował odpowiedni klimat, nie zwracając na swoją osobę uwagi więcej niż potrzeba dla standardowego prowadzącego. A jednak, gdy pojawiał się w mediach już nie w związku z tym programem, to wydaje mi się, że pozostał z niego kojarzony. Najwyraźniej właściwy człowiek pracował we właściwym miejscu.
Tak więc, biorąc to wszystko pod uwagę, trudno się dziwić, że „Agent” został tak dobrze zapamiętany. Naprawdę dziwne jest tylko to, że całą tę odpowiedź musiałam sobie poukładać w głowie, nie miałam jej od razu. Myślę, że to dlatego, iż „Agent” broni się sam, w sposób „uprzejmy” zakorzeniając ci się w pamięci, bo twoja podświadomość bez woli twojego umysłu sama ci podpowiada, że ten program jest tego wart.
Przede wszystkim „Agent” szokuje:
Normalnością. Granica dobrego smaku nie została w żadnym momencie przekroczona. Im dalej brniemy w 21. wiek, tym mniej programów typu reality show może się tym poszczycić. Kamery bezpardonowo wpakowują się „z biuciorami” w prywatność nieszczęśników albo gagatków z parciem na szkło, a widzowie to kupują. Rzeczywistość musi być jak najbardziej zdeformowana, a uczestnicy muszą wręcz skakać sobie do gardeł. Krew, łzy, przekleństwa, golizna (jak podejrzewam, choć nie miałam tej wątpliwej przyjemności oglądać „Big Brothera”). Widzowie muszą zobaczyć to, co nimi wstrząśnie w sensie takim, że poczują obrzydzenie i złość. Uroczo…
Naturalnością. W „Agencie” byli ludzie tacy jak ty czy ja. Czy twój sąsiad z wiecznie szczekającym psem. Czy twoja dentystka wciskająca kit, że wcale nie będzie bolało. Lub ten rudy chłopak w słuchawkach na uszach, który zawsze w porze lunchu jeździ z tobą tramwajem. Po prostu naturalni ludzie z ich naturalnymi reakcjami, którzy być może myślą podobnie jak ty (tylko swoje myśli wygłaszają przed kamerami) i być może wykonują zadania podobnie jak ty. Oczywiście, że cześć z nich trochę udaje, trochę gra, ale ich gra jest tak udana, jak każdego innego amatora. Jedni trochę lepiej, inni trochę gorzej. Spójrz, może wyczujesz fałszywą nutę? A może dałeś się wykiwać tak samo jak towarzysze tego udawacza? Czy zagrałbyś lepiej? A może postawiłbyś na szczerość? Z całą pewnością w „Agencie” ma się poczucie, że ta grupa jest ci bliska. Bo znałeś podobnych ludzi. Bo sam jesteś podobny.
Inteligentną intrygą. To ona stanowi podstawę całego programu, podczas gdy w innych, często chodzi głównie o to, by sprzedać prywatność ludzi w możliwie najdziwniejszy sposób. A w „Agencie” nie ma tak łatwo. Nie wystarczy dostać głosów od wyniosłych ludzi, którym się podlizywałeś, ani wypełnić jakiegoś żałosnego zadania rozbuchanego do gigantycznych rozmiarów przez słowa kolesia z dobrą dykcją, który z braku laku wziął fuchę prowadzącego, ani nie wystarczy nawet się poniżyć, by zagrzać miejsce w tym programie na dłużej. W „Agencie” trzeba było… umieć myśleć. Taki szok. Nie sugeruję absolutnie, że ci którzy wypadli wcześniej mieli jakiś problem z tą umiejętnością, ale trzeba przyznać, że PRZEGRALI tę walkę UMYSŁOWĄ przeciwko tym, którzy utrzymali się dłużej. Spostrzegawczość. Zdolność kojarzenia faktów. Doskonała pamięć. Odsunięcie na bok sympatii i antypatii. Odporność na stres. To ci się naprawdę przyda w „Agencie”. Choćbyś nawet i „zeżarł” swoje kapcie na wizji to nie przedłużysz tym ani o godzinę swojego występu w świetle fleszy.
Tytułową postacią. Powiedzmy sobie szczerze, w wielu innych programach typu reality show im więcej widz wie o uczestniku, tym lepiej. A co gdyby jednemu uczestnikowi na prawie wszystkie odcinki założyć maskę? Czy producenci wielu innych programów by to wytrzymali? Skoro aż się palą, by tak bardzo sprzedać uczestnika, to chyba nie. A jak się okazuje napięcie długo utrzymywanej tajemnicy robi znacznie lepsze wrażenie niż dziesiąty niesamowity fakt z życia uczestnika, który masz wrażenie, że gdzieś już wcześniej słyszałeś. Może w jakimś konkurencyjnym reality show…
Skoro już ustaliłam, dlaczego „Agent” jest szokujący, nie mogę nie dodać innych powodów, dla których został zapamiętany.
Takich jak muzyka. Niby nic, ale kto raz usłyszał muzykę „Agenta” wie o co chodzi. W jakim innym reality show zwraca się na nią uwagę?
Pierwszeństwo. To też robi swoje. Jako pierwszy program typu reality show musiał wywrzeć o wiele większe wrażenie niż następny. To tak jakby zjeść solidny obiad i dostać dokładkę. Siłą rzeczy czujesz przesyt i przestajesz zwracać uwagę na smak. Podobnie zresztą było „BrzydUlą”, serialem, który cieszył się wcale niezłą popularnością swego czasu. A każdy kolejny serial TVN-u w ten deseń był tylko gorszy i gorszy.
Prowadzący Marcin Meller. Bardzo dobrze dobrany, według mnie. Budował odpowiedni klimat, nie zwracając na swoją osobę uwagi więcej niż potrzeba dla standardowego prowadzącego. A jednak, gdy pojawiał się w mediach już nie w związku z tym programem, to wydaje mi się, że pozostał z niego kojarzony. Najwyraźniej właściwy człowiek pracował we właściwym miejscu.
Tak więc, biorąc to wszystko pod uwagę, trudno się dziwić, że „Agent” został tak dobrze zapamiętany. Naprawdę dziwne jest tylko to, że całą tę odpowiedź musiałam sobie poukładać w głowie, nie miałam jej od razu. Myślę, że to dlatego, iż „Agent” broni się sam, w sposób „uprzejmy” zakorzeniając ci się w pamięci, bo twoja podświadomość bez woli twojego umysłu sama ci podpowiada, że ten program jest tego wart.
Świetna opinia, zgadzam się :)
OdpowiedzUsuńśledzę tego bloga od niedawna, przeczytałem wszystkie posty ale od czasu gdy pojawił się Agent Gwiazdy to ten blog stał się raczej antyreklamą AG zamiast reklamą Agenta 2000-2002 z PL i na świecie. Szkoda, bo lubiłem czytać o zadaniach a teraz ciągle tylko ten agent zły a ten dobry, ten sztuczny a ten naturalny, ile można.Szkoda tracić czas na coś czego się nie lubi, a lepiej go "tracić" na coś fajnego.
OdpowiedzUsuńTo ciekawe, bo choćby biorąc posty z trzech ostatnich miesięcy, jedyne, co ewentualnie może potwierdzać twoją teorię to porównania starego i nowego Agenta (specjalnie robię raz w miesiącu, by nie zanudzać samymi porównaniami)... A poza tym? Wywiady, zadania, najlepsze momenty pierwszej edycji oraz wpisy o tym, dlaczego mimo upływu lat Agent ma wciąż swoich fanów. Gdzie ta ciągła antyreklama AG? Owszem, sporo krytycznych wpisów było w trakcie emisji paradokumentu, ale chyba ktoś tu na maju się zatrzymał...
Usuńtvn i tak zrobi co będzie chciał, mi się zarówno stary Agent jak i AG podoba, minęło 16 lat więc logiczne jest, że to nigdy nie będzie to samo, nawet jak zrobią teraz ze zwykłymi ludźmi.
UsuńOwszem - ale ze zwykłymi ludźmi byłoby mniej gry, zwłaszcza jeśli chodzi o sferę mentalną. Logiczne jest, że jeśli ktoś zawodowo trudni się udawaniem, to i w takim programie jak "Agent" łatwo przyjdzie mu "grać" rolę... A chyba nie o to chodzi. Zresztą gdyby odpowiednimi punktami w umowach zabezpieczyć (pod groźbą kary finansowej) to i owo, mogłoby to zdać egzamin. Oczywiście nie byłoby to takie jak 16 lat temu, bo zmieniły się czasy, ale jednak coś, co pozwoliłoby oglądającym utożsamiać się z uczestnikami.
UsuńTylko pytanie ile osób w edycji z szarymi ludźmi faktycznie byłoby wyłonionymi z castingów a ile z banków twarzy jak to było w Projekcie Lady chociażby.
Usuń