Skok na bungee to jedno z najpopularniejszych wyzwań, jakie pojawiało się w wielu edycjach polskich i zagranicznych "Agenta". Dodawano do niego różne dodatkowe uatrakcyjnienia lub trudności, albo też skoki były powiązane z inną częścią zadania. O jednym z takich urozmaiceń będzie dzisiejszy wpis.
Rzecz działa się w pierwszym odcinku piątej edycji belgijskiej i przyznam, że w moim odczuciu była dość pomysłowa, a jednocześnie była wyzwaniem dla uczestników programu, wprowadzała dodatkowy zastrzyk adrenaliny. Zaczęło się niewinnie - prowadzący przywitał się z uczestnikami i... nagle za oknem grupa ujrzała spadającego człowieka. Po chwili okazało się jednak, iż wisi on na linie. Prowadzący poprosił o wskazanie pięciu osób, które chciałyby oddać podobny skok. Wśród osób, które zgłosiły się do zadania nie było agenta. Kolejna część zadania - każdy z grupy śmiałków musiał utworzyć parę z kimś z pozostałej piątki, która do skakania się nie wyrywała.
Jak miało wyglądać zadanie? Gospodarz objaśnił to uczestnikom jeszcze zanim dobrali się w pary - każdy duet miał udać się na dach budynku, w którym się znajdowali. Aby było ciekawiej obydwie osoby miały zasłaniane oczy, aby nic nie widziały. Następnie każda z osób siadała na jednym z dwóch przygotowanych wcześniej stołeczków i na dany sygnał wystarczyło tylko - jak objaśnił prowadzący - przechylić (przewrócić) się w tył - jeden z uczestników miał upaść na materac, drugi polecieć w dół na linie. Oczywiście do ostatniej chwili żaden z nich nie wiedział, na którym krześle się znajduje - i to był dodatkowy zastrzyk adrenaliny.
Co decydowało o tym, gdzie która osoba zasiądzie? Pytanie zadawane przed wejściem na górę, które dotyczyło uczestników programu. Kolejno, bez podawania imion, brzmiały one tak - każde miało dwa warianty odpowiedzi:
- Czy uczestniczka została w przeszłości miss moto czy miss bikini?
- Co uczestnik zabrałby na bezludną wyspę, gdyby miał wybrać jeden przedmiot - krem do twarzy czy latarkę?
- Który uczestnik był kiedykolwiek mistrzem Belgii w zawodach o nazwie fierljeppen (wg wikipedii to sport polegający na skoku przy pomocy tyczki w dal - zawody odbywają się nad wodą, można fragmenty obejrzeć na youtube)
- Jakiej muzyki lubi słuchać uczestniczka w weekend (piękny sobotni dzień) - klasyczną czy country?
- Jakie zwierzątko domowe ma wskazany uczestnik - czerwoną świnkę morską czy labradora?
Prawidłowa odpowiedź na pytanie miała znaczenie, choć uczestnicy mogli tego nie wiedzieć (lub też nie wiedzieli, czy prawidłowo odpowiedzieli na pytanie) - otóż jeśli odpowiedź była dobra, wówczas na materacu lądowała osoba, która nie zgłosiła się do grupy chcącej skakać. Jeśli była błędna - osoba chcąca skakać musiała obejść się smakiem. Tylko raz zdarzyła się sytuacja, by skok oddał ktoś, kto nie zgłosił się na ochotnika. Jaka była stawka? Za skok (przechylenie się obydwu osób z pary) - 500 euro. Za skoki wszystkich uczestników (łącznie z przewróceniem się na materac) - 5 tysięcy euro.
Mimo dwóch lub trzech bojących się osób wszyscy zaryzykowali skok i ostatecznie do puli trafiła główna wygrana, a więc 5 tysięcy euro. Agent również swoje zadanie wykonał i nie starał się przesadnie (przynajmniej w moim odczuciu) udawać strachu, co oznacza, że prawdopodobnie postanowił rozpocząć zmagania od zdobycia zaufania grupy.
Z racji tego, że Łukasz deklarował, że w okresie "okołoświątecznym" miałby odbyć się kolejny konkurs ze znajomości "Agenta";a ja obiecałem, że będę "twardym dyskiem". Jakie szanse/widoki na jego przeprowadzenie?
OdpowiedzUsuńTomek