„Ludzie, którzy otwarcie pokazują swoje uczucia, ani nie są głupi, ani naiwni. Wręcz przeciwnie: są tak silni, że nie potrzebują masek" - niech to będzie motto rozmowy, którą znajdziecie poniżej. Gratuluję wszystkim, którzy poprawnie odgadli, z kim dziś pojawi się wywiad - w zasadzie niemal wszystkie odpowiedzi były poprawne, także te, które napisaliście w komentarzach na blogu, a które nie zostały przeze mnie opublikowane. Wszystkie zdjęcia, które ilustrują wywiad, zostały udostępnione przez bohaterkę rozmowy. Uwaga: Asia nie wyraża zgody na wykorzystywanie, kopiowanie i publikowanie zamieszczonych tu zdjęć w żadnym innym miejscu!
* * *
Dźwig portowy - po wykonaniu zadania przez widoczną na zdjęciu dwójkę |
To był okres, gdy pracowałam w salonie Idei z kolegą Michałem, który pojawia się w prologu. Każdy poniedziałek rozpoczynaliśmy od paczki fajek i omawianiu w emocjach każdego odcinka podczas emisji pierwszej edycji „Agenta”. Byliśmy zakochani! Inne reality show to dla mnie nie było już to! W programie było wszystko, co mi się podobało – trochę aktorstwa, trochę magii i tajemnicy, kryminału, przygody - program dla NORMALNYCH ludzi, dla wszystkich - odważnych i tych mniej... Oglądając pierwszą edycję mówiłam: Kurczę, chciałabym tam być. Mój dziewięcioletni wówczas syn, Łukasz, widząc ogłoszenia o naborze do drugiej edycji, wysłał kilka sms-ów, za co usłyszał parę ostrych słów, bo każdy kosztował chyba 9 złotych plus VAT, a więc dużo jak na tamte czasy. W odpowiedzi przyszło, że sms został przyjęty i aby wysłać list. Pomyślałam, że to taka trochę ściema, bo pewnie mają już wybranych „swoich” ludzi. Któregoś dnia po odwiedzinach młodszego brata, który przekonywał mnie do wysłania listu, po wypiciu z nim butelki wina dla „odwagi” napisałam chyba najpiękniejszy w życiu list. Miałam numer zgłoszeniowy coś powyżej 40 tysięcy, chcąc więc być oryginalna, do listu dołączyłam nie jedno, a dwanaście zdjęć, które przedstawiały moje życie codzienne i towarzyszące uczucia i emocje. Każde grubym markerem opisałam – na przykład „Tak płaczę”, „Tak pracuję”, „Tak kocham”… Widocznie ten pomysł i list „chwyciły” bo zaproszono mnie na casting. Potem był drugi i trzeci etap i…udało się. Z przygodami, ale udało się.
Asia kontra byk - pierwsze zadanie |
Rywalizacja z bykiem – bałaś się wyjść na arenę? Czy po twoim upadku i „starciu z bykiem” realizatorzy nie mieli obaw, że nabawiłaś się kontuzji? Zaordynowali jakieś badania lekarskie?
Bałam się, ale pomyślałam: jeśli odpadnę w pierwszym odcinku i nic nie zrobię? Zresztą są w pobliżu torreadorzy, pomyślałam więc, że w razie co mnie uratują… W ramach wyjaśnienia tym, którzy nie wiedzą: to bzdura, że byki reagują na czerwony kolor (są daltonistami – przyp. autora). Nawiązuję do czerwonej koszulki, którą tego dnia miałam na sobie. Reagują przede wszystkim na ruch. Tak już miewam, że gdy np. w lesie byłaby tylko jedna dziura. ja bym w nią wpadła... Taki mały pechowiec. Na arenie to też ja się przewróciłam… Miałam po prostu pecha, pomachałam szmatką nad tym bykiem i chciałam uciec z areny, potknęłam się jednak o pelerynę. Mocno uderzyłam się w rękę, bolał łokieć ale nic poważnego się nie stało .Ale gdy zamknę oczy i przypomnę sobie „mordkę" byka nad sobą….. Wrr!
Dźwig portowy - przed wykonaniem zadania |
Tak, faktycznie się boję, choć zastanawiam się, czy to nie jest bardziej lęk przestrzeni. Na przykład chodzę po górach, ale nie patrzę w dół. Poruszam się zachowawczo, jak najdalej od krawędzi, z której można spaść… A propos skoku na moście: podczas emisji programu już w Polsce pojawiły się dwie grupy osób – jedna, która mnie rozumiała, mówiąc, że tylko głupiec się nie boi, oraz druga, która mnie hejtowała, pisząc, że jestem histeryczką, że jak mogłam iść do takiego programu, skoro mam taki lęk… A przecież to nie była żadna jednostka wojskowa, tylko program telewizyjny „Agent”! Mało tego, byłam przekonana, że zadanie z wysokością już mam za sobą, bo przecież wcześniej był „dźwig”, tam naprawdę pokonałam siebie! Już taka jestem, że przy takich zadaniach muszę się podenerwować, coś kopnąć, popłakać się, a potem, gdy trochę mi przejdzie spróbować podejść do zadania. Pomimo ambicji strach raz pokonałam, a raz on pokonał mnie….I to nie jest tak, że się tłumaczę. Naprawdę zazdrościłam reszcie tej odwagi, tego że skoczyli ... Ale pozostałam sobą, może miało tak być?
Jedna z trzech pierwszych kolacji o czym świadczy widoczna na zdjęciu Jola |
Nie bałam się. Były dwie liny – jednej się można było przytrzymać, na drugą trzeba było stanąć, a dodatkowo byliśmy przypięci do liny asekuracyjnej. Wytłumaczyłam sobie, że gdyby coś się działo, to jest dodatkowe zabezpieczenie. Nie jest tak, że ja się boję spróbować, problemem jest, że oczyma wyobraźni widzę ewentualne dramatyczne konsekwencje i to mnie najbardziej przerażało w późniejszym zadaniu na moście. Wracając do zadania z pulsometrem - wydawało się ono banalne, bo lina nie było długa i gdyby nie ten pulsometr zostałoby wykonane. Mieliśmy strasznie małą wartość pulsu, której nie mogliśmy przekroczyć. Urządzenie podpinane było pod piersią, w przypadku kobiet wystarczyło więc czujnik przesunąć nieco wyżej, na biustonosz, by słabiej mierzył ów puls. Ja wówczas na to nie wpadłam i nie wykazałam się taką pomysłowością, ale podejrzewam, że część osób taki trick zastosowało. Nie oceniam - czasem trzeba było być tam Agentem i trochę „oszukać”
Na wyspie - zadanie z tratwą |
Myślę, że na paralotni poleciałabym. Różnica z innymi zadaniami wysokościowymi była taka, że na paralotni z każdą z osób leciała dodatkowo inna osoba, która dawała w pewnym stopniu poczucie bezpieczeństwa. Przystojny Pan trzymałby mnie w ramionach... :) No i było tam tak pięknie..
Hmmmm…..Bardzo mi się nie podobała nazwa grupy, można było jakkolwiek inaczej ją nazwać, zresztą chyba byliśmy jedynym krajem z taką durną nazwą. Ubodło mnie to mocno. A i ludzie w Polsce potem dziwili się tej kontrowersyjnej, negatywnej nazwie.. A dlaczego umieściłam siebie w grupie „głupich”? Byłam w pokoju z Hanką, która miała inny charakter niż ja i zawsze uważała, że jestem szalona. A skoro szalona, to - idąc tym tropem - do jakiej grupy mogła mnie przypisać, do praktycznych? Podobnie zresztą pomyślałam, jeśli chodzi o Beatę – że tu również zadziała stereotyp, w tym wypadku blondynki, i dlatego myślałam, że zawiśnie w tej samej grupie co ja.
Jeszcze słowo odnośnie pretensji do nazwy „głupi”. Nie było mi wtedy z tym dobrze. Czy do końca programu to przeżywałam? Raczej bolało, że TVN zastosował taką właśnie nazwę, nie licząc się z konsekwencjami. Moim zdaniem każdy, kto znalazłby się w grupie o takiej nazwie, nie byłby z tego zadowolony i dobrze jest o tym mówić ludziom, którzy tego nie doświadczyli. Dziś jestem bardziej twarda i pewnie uśmiałabym się z tego, zachowując więcej dystansu do siebie.
Gdzieś w okolicy miejsca, w którym odbywało się zadanie z pulsometrem |
Powtórzę się. Wiedziałam, że będzie zadanie związane z wysokością. Był dźwig i było wysoko. Była woda. Bardzo, bardzo tam panikowałam. Ale wykonałam zadanie. Czułam, że pokonałam strach, dlatego idąc na most miałam w sobie przekonanie, że dam radę. Gdy jednak spojrzałam w dół, a było bardzo wysoko, i zobaczyłam skały na dole, od razu opanowała mnie myśl, że jeśli coś się stanie, to już mnie nie uratują, że osierocę dzieci… Ta przerażająca myśl siedziała mi cały czas w głowie. Poza tym mieliśmy odważnych Hanię i Romana. Polubiliśmy się w trakcie programu z Romanem, dużo rozmawialiśmy.. W trakcie zadania na moście chodziłam i powtarzałam: Roman mnie uratuje, Roman Mnie URATUJE! Myślałam sobie – przecież po coś zostali od reszty grupy oddzieleni i udali się w inne miejsce. Sądziłam jednak, że będą mogli na przykład za mnie skoczyć… Ewa Leja nazwała mnie po tej sytuacji czarownicą, bo mówiłam, że Roman mnie uratuje i tak się stało w pewnym sensie. Grupa bardzo źle zareagowała na moje zachowanie, a gdybyśmy jeszcze nie wygrali pieniędzy, byłoby podwójne zdenerwowanie… Słuchajcie, naprawdę się bałam i nie wstydzę się do tego przyznać nawet dziś.
Czytelnikom chciałabym jeszcze przypomnieć, że program był odpowiednio przygotowany, montowany, miał grać na emocjach. Po zadaniu realizatorzy poprosili, żebym chwilę poczekała, by pokazać, że oto samotna Asia idzie z tyłu za grupą… A potem, gdy staliśmy zaczęli podjudzać innych na zasadzie: „Wybaczycie jej? A jak stracicie pieniądze?”. I wówczas się zaczęło… To co naprawdę każdy myśli mówił dopiero wieczorem. Jedni byli autentycznie wkur…, inni mówili, że rozumieją. Słuchajcie to były wielkie emocje, zmęczenie, upał…. to był program telewizyjny. Chociaż ja akurat często zapominałam o kamerach…
Jeszcze raz wyspa i zadanie z tratwą |
Namawiali mnie do skoku i to chyba było zrozumiałe. Żyli radością z własnego skoku i byli rozgoryczeni, sądząc dodatkowo, że nie wygraliśmy kasy - czyż z tej perspektywy można im było się dziwić? Czasem się zastanawiałam, czy jeśli byłby z nami Wojtek – czy ze swoją siłą spokoju przekonałby mnie? Może gdyby nie zadziałała „telepatia” z Romanem?
A może tak miało być, bo inaczej nie byłoby tylu kontrowersyjnych pytań dotyczących tego odcinka?
* * *
Oczywiście można przesyłać pytania do Asi - jak zwykle poprzez komentarz z adnotacją pytanie do Asi (nie będzie opublikowany), formularz kontaktowy lub prywatną wiadomość na facebooku. W związku z tym, iż pojawi się jeszcze druga część rozmowy, która jest już przygotowana i czeka jedynie na publikację, proponuję jednak poczekać z przesyłaniem pytań do czasu publikacji drugiej części wywiadu (w nim m.in. o kodzie semaforowym) lub przesyłać pytania jedynie związane z czterema pierwszymi odcinkami i tym, co pojawiło się w pierwszej części rozmowy.
* * *
Już w komentarzu dodam, że "komentarze" zgłoszeniowe nie będą publikowane - a dzień przed, czyli pod drugą częścią wywiadu z Asią opublikuję nicki osób, które się zgłosiły.
OdpowiedzUsuńCiekawa pierwsza część wywiadu. Pani Joanna może nie należała do moich ulubionych zawodników drugiej edycji, ale też nie miałem wobec niej negatywnej opinii. Ot, była sobie zawodniczka :) Czy nawet pomimo nie wykonania skoku na moście - tego nie pamiętam, a teraz ogląda się to troszkę inaczej.
OdpowiedzUsuńPodziękowania za wywiad i serdeczne pozdrowienia dla pani Joanny :)
A ja uważam, że gdyby Aśki zabrakło w programie, ta edycja nie byłaby tak ciekawa. Poza tym była chyba jedyną kobietą w grupie, która potrafiła krytycznie ocenić postawę Bartka w niektórych momentach.
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam, gdy pierwszy raz oglądałam zadanie z wahadełkiem, nie poczytywałam Asi za złe, że nie skoczyła. Rzeczywiście nie zgłaszała się na trening przyszłych komandosów i miała prawo bardzo się bać. Wszędobylskie kamery i świetny montaż sprawiły, że niemalże czułam ten strach razem z nią.
OdpowiedzUsuńCzytając wypowiedzi Asi, rzeczywiście słychać swobodę i gawędę. Nie spodziewałam się tego po niej i jestem prawdziwie mile zaskoczona:)
W prologu Asia powiedziała temu koledze z pracy "Wyjdź bo będę się krępować", na co on odpowiedział "KRENTować". Teraz już rozumiem o co chodzi.
OdpowiedzUsuńSuper wywiad, dziękujemy za wyczerpujące odpowiedzi i zachęcamy do udziału w naszej zabawie!
OdpowiedzUsuńZgłosiła się już minimalna liczba osób, co oznacza, że zabawa na pewno ruszy. Oczywiście jeśli ktoś ma ochotę, wciąż może się zgłaszać.
OdpowiedzUsuńAgent drugiej edycji nie wiedział, że jest agentem do momentu przyjazdu do Argentyny. Tak wynika z wywiadów z uczestnikami dla DDTVN.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie dowiedział się o tym przed finałem.
Parafrazując słowa Joanny, powinno się wyjąć plaster ze skrzyni i niektórym uczestnikom nowej edycji zakleić gęby. Na konferencji programu jeden z nich zdradził, że logika w programie go zawiodła i jego kandydat agentem nie jest. Czyli już wiadomo,że odpadł i typował źle. Wyjawił też jaki będzie rozkład płci w finale mówiąc, że teraz obstawia którąś z dziewczyn.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Asia była bardzo fajną i ciekawą uczestniczką, a w zadaniu ze skokiem z mostu bardzo dobrze rozumiałam, że nie była w stanie skoczyć i uważałam, że negatywna reakcja grupy była mocno przesadzona, zwłaszcza, że nigdy wcześniej ani później aż tak mocno nie atakowali nikogo za niewykonanie/błędne wykonanie zadania. Druga edycja była w ogóle bardzo fajna, moim zdaniem agent był tam rewelacyjny - sporo psuł, a nie był łatwy do wykrycia.
OdpowiedzUsuń