wtorek, 5 września 2023

Paralotnia

Ze zdziwieniem stwierdziłem, że mimo iż minęło już dużo czasu, odkąd powstał blog, do tej pory nie opisałem zadania z siódmego odcinka drugiej edycji. Chodzi o lot na paralotni, a więc kolejne wyzwanie, które mogło "spodobać się" tym, którzy mieli lęk wysokości.

Zadanie rozpoczęło się niewinnie i... nietypowo, jak na "Agenta". Oto prowadzący poprosił o podzielenie się sześcioosobowej grupy na dwa zespoły i... nie podał żadnych konkretów. Zazwyczaj w takich przypadkach padały słowa, że w jednej grupie powinni być tacy ludzie, a w drugiej inni... Tym razem była pełna dowolność. Ostatecznie ustalono, że w jednym zespole będzie Roman, Bartek i Dorota, w drugim zaś Hanka, Mirek i Asia.
Lot na paralotni - to było zadanie, z którym musieli zmierzyć się uczestnicy programu. Zarobienie 10 tysięcy wcale jednak nie było tak proste, jak początkowo mogłoby się wydawać. Otóż obydwie grupy o szczegółach wyzwania dowiadywały się oddzielnie, a haczyk polegał na tym, że aby zyskać pieniądze, polecieć musiały tylko cztery osoby (ani mniej, ani więcej). Czas na wykonanie - 3 godziny.
Jako pierwsza na wzgórze udała się grupa z Romanem w składzie. Pozostali nie widzieli i nie wiedzieli, ile osób z tamtej trójki ostatecznie wykonywało zadanie... Musieli starać się to przewidzieć. Roman (jako pierwszy), potem Dorota, a na końcu Bartek (którego lot nie był najszczęśliwszy, późniejszy zwycięzca źle wylądował, ale na szczęście nie stało mu się nic poważnego), a więc członkowie pierwszej grupy, w komplecie postanowili wykonać zadanie, co oznaczało, że z trójki Hanka-Mirek-Asia tylko jedna osoba powinna polecieć na paralotni.
Gdy już pierwsza grupa zakończyła swoją część wyzwania, na wzgórze udała się pozostała trójka uczestników, która już wcześniej zdecydowała, że poleci jedynie jedna osoba (Hanka). Bartek, Dorota i Roman nie wiedzieli jednak, jaką decyzję podjęto, Marcin zaproponował więc dodatkowy układ - jeśli zrezygnują z 2 tysięcy, ktoś z nich będzie mógł pobiec na górę i poinformować, ile osób powinno polecieć jeszcze na paralotni. Oczywiście nikt nie dawał gwarancji, że zdąży dotrzeć na czas... Ostatecznie postanowiono, by pobiegał nieco Roman (miał na to 20 minut). Zdążył i poinformował, co i jak... Na konto grupy trafiło 8 tysięcy złotych.
Zadanie pojawiło się także w zagranicznych edycjach. W Australii mierzono się z nim w ósmym odcinku trzeciej edycji, lot był jednak tylko "dodatkiem" do właściwego zadania. Otóż czwórka uczestników w trakcie lotu miała za zadanie zrzucić dwa "balony" z wodą w taki sposób, aby trafiły one w wyznaczone pole. Za każdy celny rzut na konto grupy mogło trafić tysiąc dolarów. 
Lot odbywało czworo uczestników, piąty natomiast miał za zadanie przewidzieć, kto i ile razy trafi. Poprawny typ dawał dodatkowy tysiąc, błędny - odbierał tysiąc z puli nagród. Uczestnicy tylko raz trafili w cel - zyskali więc tysiąc złotych. Typujący z kolei pomylił się dwa razy (i sześć razy "trafił") - zarobił więc cztery tysiące. Łącznie więc grupa zarobiła 5 tysięcy dolarów australijskich.
Zadanie pojawiło się także w siódmym odcinku trzeciej edycji szwedzkiej, na podobnych zasadach co w Polsce (tyle że lecieć miało 5 osób). Nie zostało wykonane. Mierzono się z nim także w Norwegii, i to, jeśli moje zapiski nie kłamią, aż dwa razy. Nie wiem, czy w drugiej edycji udało się cel osiągnąć (siódmy odcinek), w trzeciej (epizod ósmy) zadanie zostało wykonane.

1 komentarz:

  1. Szkoda, że w finale nic nie wspomniano o tym czy były próby sabotażu tego zadania. Wydaje mi się, że Mirek mógł otrzymać znaki od produkcji, że z drugiej grupy polecą trzy osoby i być może próbował zepsuć zadanie nalegając na to by on też wziął w nim udział. Hanka potem mówiła drugiej grupie, że: „Mirek bardzo chciał lecieć”.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora