wtorek, 21 lutego 2023

Agent historycznie - część 41

Zupełnie przypadkiem wpadł mi w ręce artykuł poświęcony drugiej edycji "Agenta", postanowiłem więc zmienić pierwotne plany i dziś prezentuję część "historyczną", a informacje o kolejnym uczestniku programu zamieszczę w przyszłym miesiącu. Bohater publikowanego dziś artykułu, w tym cyklu jeszcze się nie pojawił.
Autorami artykułu są Aldona Szczuraszek i Wojtek Miller. Treść zatytułowana "Agent, czyli kto?" pojawiła się w tygodniu "Rzecz Krotoszyńska" datowanym na 6 marca 2002. Całość ukazała się pomiędzy emisją dziewiątego i dziesiątego odcinka.
*     *     *
Od ponad dwóch miesięcy widzowie TVN śledzą losy bohaterów drugiej edycji programu Agent. My odwiedziliśmy jednego z jego uczestników.
Roman Maciejak, mieszkaniec Milicza, jest poborcą podatkowym. Udział w programie nazywa przygodą życia. Wraz z jedenastoma innymi osobami wyleciał z Okęcia do Hiszpanii, aby rywalizować o wysoką nagrodę pieniężną. Była wśród nich ta, która wcieliła się w tytułową rolę agenta i miała za zadanie uniemożliwienie pozostałym wykonywania zadań, a tym samym zdobywania pieniędzy. Większych od tych, jakie otrzymał zwycięzca pierwszej edycji, a otrzymał 111 400 zł. Co pewien czas zawodnicy odpowiadali na pytania dotyczące agenta, na przykład o kolor jego oczu, albo o to, który w kolejności wykonywał zadanie. Z gry odpada ten, który podczas kolacji wyciągnie z koperty czerwone piórko, symbol najmniejszej wiedzy o agencie.
- Widziałem pierwszą edycję Agenta, program bardzo mnie zainteresował. W podjęciu decyzji trochę pomogła mi też córka - zdradza nasz rozmówca. Aby dostać się do programu należało na początku wysłać SMS-a i... mieć odrobinę szczęścia. Roman Maciejak to szczęście miał. Pojechał na dwa castingi, a w końcu zabrano go do Hiszpanii. Z pozostałymi uczestnikami spotkał się dopiero na lotnisku. - Nie było możliwości, abyśmy spotkali się kiedykolwiek wcześniej - kontynuuje.
Program nagrywano od 16 października do 9 listopada. Zawodnicy poruszali się po całej Andaluzji, gdzie czekało na nich wiele niebezpiecznych zadań, m.in. walka z bykiem czy skok z wysokości kilkunastu pięter do wody. Jednak dla Romana nie stanowiło to większego problemu. W programie wyznał, że chce, aby jego córka wiedziała, iż ma odważnego tatę. W rozmowie z nami to potwierdził: - Wszystko co robiłem, robiłem z myślą o niej.
Roman przyznaje, że z upływem czasu napięcie rosło i zabawa przeistaczała się w grę. Były krzyki, wzajemne oskarżanie się o niewykonanie zadania. Do tego dochodziły emocje związane z kolacją, po której ktoś musiał odejść. Pewny swego mógł być tylko agent. - Spośród 30 osób, które brały udział w realizacji programu, tylko kilka wiedziało, kim on jest. Reszta była nieświadoma - opowiada Roman. Nawet prowadzący program Marcin Meller nie miał świadomości, kto gra tę rolę. Jak powiedział po zakończeniu pierwszej edycji, pozwoliło mu to obiektywniej prowadzić program.
- My wiedzieliśmy już, na czym ten program ma polegać. Widzieliśmy przecież pierwszą edycję, gdzie zawodnicy bardzo zżyli się ze sobą i zadania wykonywali w przyjacielski sposób. U nas każdy starał się już grać, po to, aby wprowadzić drugą osobę w błąd - relacjonuje nasz rozmówca. Taka sytuacja bardzo podobała się producentowi, ponieważ nawet w finale nikt nie był pewien swojego typu na agenta.
- Starałem się trzymać trochę z boku. Obserwowałem, przyglądałem się, kto co robi, jak się zachowuje - objaśnia swoją taktykę poszukiwania agenta Roman Maciejak. Wygrywały te osoby, które w porę rozszyfrowały zasady walki o byt. Nie było warto przywiązywać się do pozostałych zawodników. Kto to zrobił, po ich odejściu czuł gorycz i smutek. Nasz bohater starał się tego uniknąć, zachować zimną krew. - Nie nawiązywałem przyjaźni. Wszystkich traktowałem na równi i być może dlatego utrzymałem się tak długo.
Po jednym z zadań Roman musiał zmienić swój wygląd, czego skutki są widoczne jeszcze dzisiaj. Przefarbował bowiem włosy na blond. Po tym zdarzeniu zgolił również wąsy. - Była propozycja, abym je też przefarbował, ale w końcu zdecydował się zgolić. 
W swoim mieście jest rozpoznawany bez problemów. i - jak twierdzi - nie jest mu trudno trzymać język za zębami, chociaż każdy próbuje wyciągnąć z niego informacje dotyczące programu. Zmieniony wygląd sprawił natomiast, że nie zawsze jest rozpoznawany poza Miliczem. - Kiedy jechaliśmy z Hanią z Krakowa do Warszawy, zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Ja poszedłem zapłacić rachunek, Hania pozostała w samochodzie. W pewnym momencie podszedł do niej jakiś facet i poprosił o autograf. Po chwili ja podszedłem, a on nie zwrócił na mnie uwagi. Hania powiedziała, że jest tu jeszcze ktoś z Agenta. Wtedy zapytał: "Gdzie?" - opowiada z uśmiechem Roman.
Uczestnicy Agenta często się spotykają, zwłaszcza teraz, gdy program emitowany jest w telewizji. TVN często wzywa ich do Warszawy lub Krakowa, gdzie biorą udział w konferencjach prasowych, sesjach zdjęciowych, itp. Nikt nie ma pretensji do agenta, wszyscy rozumieją, jaka była jego rola.
Roman Maciejak przyznaje, że Agent to najlepsza rzecz, jaka mu się w życiu przydarzyła. Nie ukrywa, że chciałby przeżyć coś takiego jeszcze raz. Ponieważ program jeszcze jest emitowany w telewizji, Roman nie mógł nam udzielić więcej informacji na temat osoby agenta. Kto wie? - może się okazać, że to on był sprawcą całego zamieszania i celowo wprowadzał w błąd uczestników programu, a także i nas...

2 komentarze:

  1. Lubiłem Romka oglądać w tym programie i w sumie fajnie, że udało mu się tak długo wytrwać w programie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To było wzruszające,gdy odchodząc powiedział,że jest zwykłym szarym człowiekiem.Wiem,że osoba która ze mną oglądała płakała wtedy ale nie pamiętam czy to była siostra czy szwagier

    OdpowiedzUsuń

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora