wtorek, 9 listopada 2021

Agent historycznie - część 29

Zapraszam na trzecią część wspomnień trzeciego sezonu "Agenta". Historyczne wpisy odnalezione przeze mnie, a dotyczące wyprawy do Portugalii, będą się pojawiać cyklicznie co miesiąc, aż do wyczerpania zapasów.
Jeśli ktoś nigdy się z nimi nie zetknął, warto śledzić kolejne odcinki - możliwe, że znajdzie się w nich kilka mniej znanych ciekawostek. Dzisiejsza część poświęcona została wydarzeniom znanym (i nieznanym) nam z odcinka drugiego. W oryginale treść pojawiła się na stronie agent.onet.pl, ja publikuję ten wpis dzięki showmag.info
*     *     *
Upragniony wypoczynek, noc spędzamy w hotelu. Nie wszystkim dane jest się wyspać. Betę i Artura budzą porywacze. Prowadzą ich do podziemnego garażu i wywożą samochodem. Rano nie od razu zauważamy ich nieobecność. Bardziej zainteresowani jesteśmy wykwintnym i smacznym śniadaniem. SMS-em otrzymujemy wiadomość: Betę i Artura porwano. Znajdują się gdzieś na terenie Parku Narodowego Caramulo i musimy się jakoś odnaleźć. W drodze do Caramulo mijamy małe wioski, w których czas jakby zatrzymał się 100 lat temu. Parkujemy samochody przy cmentarzu na peryferiach wioski, którego pilnuje mały kundel przywiązany kablem do haka wbitego w ogromny kamień. Słońce świeci niemiłosiernie, a biedny pies nie ma się nawet gdzie schować. Tymczasem Beta i Artur muszą zweryfikować swą wiedzę o Portugalii.
Z dala od reszty zawodników porwani odpowiadają na pytania w laptopie. Jeśli prawidłowo odpowiedzą, otrzymają mapę terenu i pojazdy. Udaje im się – Beta wsiada do helikoptera, Artur ma do swojej dyspozycji rodzaj motocykla – quad. My w tym czasie błądzimy po wąskich górskich dróżkach parku narodowego próbując znaleźć drogę do miejsca spotkania. Dzisiejsze zadanie byłoby przyjemną wycieczką krajoznawczą, gdyby nie duża i ciężka skrzynia, którą musimy donieść do celu. Ponadto mamy do swojej dyspozycji bardzo kiepską mapę. Z tubylcami nie możemy się dogadać, niektórym z nas puszczają nerwy. Wojtek się poddaje, nie chce prowadzić. Po chwili kryzys mija. Beta, która naprowadza wszystkich z helikoptera nie najlepiej znosi lot. Próbuje kierować Artura w stronę grupy. Jemu też nie jest łatwo. Drogi są fatalnie oznakowane. Przekrzykując hałas helikoptera Beta powtarza nam kilkukrotnie nazwę miejsca docelowego. Zmęczeni, niosący ciężką skrzynię chłopcy mają powoli dosyć, ale co zrobić – brniemy dalej. W końcu zwycięzca ma szansę zdobyć 12 tysięcy złotych. Może to być każdy z nas, oprócz Agenta.
W końcu spotykamy jako pierwszego Artura. Ładujemy ciężkie rzeczy na przyczepkę quada i dalej w drogę. Nie jest źle, do końca zadania zostało nam około 15 minut i już mamy łączność radiową z Betą. Każemy jej głośno krzyczeć i po paru próbach udaje się – słyszymy ją z oddali. Artur szybko wskakuje na pojazd i odjeżdża w kierunku głosu. Biegniemy za nim resztką sił. Za zakrętem czeka już Beta. Witamy się radośnie, w końcu mamy za sobą to męczące zadanie. Sprawdzamy zawartości skrzyni – napoje i owoce skutecznie pomagają zwalczyć zmęczenie. Nocleg znowu w warunkach dalekich od hotelowych standardów, większość z nas wybiera namioty. Jedynie Wojtek i Mirek wolą spać pod gołym niebem. Potem przez cały poranek narzekamy na łamanie w kościach.
Kolejny dzień i kolejne zadnie. Wsiadamy do samochodów i jedziemy kilkadziesiąt kilometrów na północ. Tam wita nas karetka pogotowia oraz… 60 metrowy wodospad. Marcin objaśnia zasady kolejnego zadania. Wybieramy dwie osoby, które najlepiej naszym zdaniem znają pozostałych. Nasz wybór pada na Teresę i Małgosię. Szczęściary, ominie je schodzenie z wodospadu, trochę im zazdrościmy. Ale nasze myśli szybko zaprząta zadanie. Uczestnicy schodzą parami w dół wodospadu, w strugach zimnej wody. Wszyscy dopingują schodzących. Mężczyźni dzielnie wspierają płeć piękną, asekuracja naprawdę się przydaje. Niestety, mimo determinacji, nie udaje się pokonać zmęczenia potęgowanego lękiem, szczególnie u Anety – jej zejście zajmuje prawie 27 minut. Wojtek, mający schodzić jako ostatni, nie otrzymuje już tej możliwości – grupa przekracza przyznany czas. Zadanie kończy się niepowodzeniem. Stawką było aż 15 tysięcy złotych.
W czasie gdy walczymy z wodospadem, dwie pozostałe uczestniczki dokonują selekcji – wyjmują z pięciu plecaków rzeczy, które według nich są najbardziej charakterystyczne dla właściciela plecaka. Przed kolacją czeka nas jeszcze jedna rozgrywka na placu przy budynku straży pożarnej. Gosia i Teresa odpowiadają na pytania dotyczące pozostałych. Za każdą prawidłową odpowiedź, nasza pula powiększy się o kolejne tysiąc złotych. Za złą spłonie plecak osoby, której dotyczy pytanie. Napięcie rośnie, właściciele plecaków mocno się denerwują. Dziewczyny mają jednak możliwość wykupienia plecaka, każdy za 5 000 złotych. Nie można nic mówić, na placu panuje cisza. Przygląda nam się załoga straży pożarnej i okoliczni mieszkańcy. Nie rozumieją słów, ale atmosfera jest bardzo wymowna. Pierwsze trzy plecaki już po chwili płoną. Okazuje się, ze nie znamy się tak dobrze jak myśleliśmy. Dziewczyny decydują się na wykupienie dwóch ostatnich plecaków. Pytania okazują się dla nich za trudne. Grupa traci 10 tysięcy złotych.
Właściciel zabytkowego hotelu, w którym jesteśmy, wpisuje nas do księgi gości zaznaczając w rubrykach nawet nasze wyuczone i wykonywane zawody. Hotel to XVII wieczny budynek wpisany w poczet zabytków. Pokoje urządzone są antykami i nawet na toaletkach w szkatułkach są atrapy dawnej biżuterii. Strach czegokolwiek dotknąć. Dla poprawienia sobie humorów w hotelu dziewczyny urządzają istny gabinet odnowy. Aneta obcina Teresie i Rysiowi włosy. Ilość kosmetyków zgromadzona przez dziewczyny jest imponująca. Mają dosłownie wszystko. Dzisiaj przygotowania do kolacji trwają wieczność. Kolacja tym razem jest wczesnym śniadaniem. Miny nietęgie, nastrój raczej żałobny. Przy stole 12 osób, dziesięciu zawodników, agent i Marcin Meller. O 6:15 od stołu z czerwonym piórkiem odchodzi Artur. Dla większości osób było to spore zaskoczenie. Po ostatnich zadaniach inni uczestnicy mieli sporo podejrzeń właśnie co do niego. Miał problemy z odnalezieniem grupy pomimo wyraźnych tabliczek z nazwami miejscowości podczas jazdy na quadzie, później dziwnie zachowywał się przed zejściem z tamy. Wszystko to powodowało, że przez wielu typowany był na Agenta. Co ciekawe sam Artur miał przeczucie, że odpadnie. „Niech wygra najlepszy” – powiedział przed odjazdem. Przegrał, ale na zawsze zachowa w pamięci tą niezwykłą przygodę. Pozostałym na sen nie zostało wiele czasu. O godzinie 10 muszą już jechać dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora