poniedziałek, 5 lipca 2021

Agent - sezon 1. Dzień 2 (część 1)

Czas urlopu, czas wypoczynku. To jednocześnie też czas, w którym nie za bardzo mam kiedy przygotować nowy wpis, dlatego też tym razem przeczytacie (po raz drugi w historii istnienia bloga) wersję pisaną "Agenta". Oto kolejna odsłona pierwszego sezonu. Ponownie pierwszy odcinek, tym razem wydarzenia, które miały miejsce drugiego dnia.
Gdzieniegdzie wypowiedzi nie zrozumiałem, jeśli więc ktoś wykaże się lepszym słuchem i będzie w stanie braki (oznaczone wielokropkiem w nawiasie) uzupełnić, prośba o przesłanie wiadomości. Zapraszam do czytania
*     *     *
Blace - dzień 2, godzina 4:17
Słychać pukanie do drzwi, widać światło latarki. Słychać skrzypnięcie otwieranych drzwi, po czym odbywa się dialog dość cichym głosem.
Marcin Meller: Dzień dobry
Liwia (zaspana); Dzień dobry
Marcin Meller: Słuchaj, za pięć minut spotykamy się na dole, dobrze?
Liwia (wciąż półprzytomna): No dobra... Świecisz mi latarką po oczach... Nie....
Po chwili w innym pomieszczeniu
Marcin Meller: Wstawaj, za pięć minut spotykamy się na dole
Jerzy: Proszę?
Marcin Meller: Za pięć minut na dole, przed wejściem do budynku
Jerzy również nie był zachwycony nocną pobudką. Zarówno on, jak i Liwia stawili się jednak na dole. Obydwojgu zawiązano oczy czarnymi chustami.
Marcin Meller: Zawieziemy was gdzieś, ale nie chcemy, żebyście widzieli cokolwiek, także musimy podjąć pewne kroki.
Obydwoje z zawiązanymi oczami zostali zaprowadzeni do samochodu, a następnie zawiezieni w nieznane im miejsce.
Jerzy: Grupa zadecydowała, powiedzmy, że my będziemy reprezentować ich...
Liwia: Ale to popatrz, ktoś nas wsypał. Albo przyjmuje się strategię, że agentem jest ktoś, kto pozornie zupełnie się do tej roli nie nadaje, albo agent jest doskonale wytrenowany
Samochód dojeżdża na miejsce. Marcin pomaga uczestnikom wysiąść z samochodu.
Marcin Meller: (...) Uważać na głowy
Prowadzący zaprowadził ich do budynku. Liwia i Jerzy, wciąż z zawiązanymi oczami, musieli przejść między innymi wąskim korytarzem, wreszcie znaleźli się w pewnym pomieszczeniu, wydaje się, że nie było ono przesadnie wysokie i duże..
Marcin Meller: Jesteśmy na miejscu. Możecie zdjąć opaski i okulary. Tutaj spędzicie resztę nocy. Te wina, które widzicie na stole, są dla was. Życzę spokojnej nocy
Jerzy nalał do kieliszków wina, mówiąc coś niewyraźnie przy okazji.
Liwia: To za przetrwanie.
Po czym jeszcze pojawiło się kilka dwusekundowych urywków pokazujących, co porabiali Liwia i Jerzy.
Blace - dzień 2, godzina 7.50
Na dworze już jasno. Widać budynek, w którym nocowała grupa. Za chwilę w kolejnym ujęciu pokazani są uczestnicy dyskutujący przy stole, dokładnych wypowiedzi w większości nie sposób zrozumieć, zresztą były one mało istotne. Po chwili pojawia się Marcin.
Remek: Jest pan tajemniczy...
Marcin Meller: Smacznego. Dobrze spaliście?
Grupa: Taaaak....
Marcin Meller: Słuchajcie. Oczywiście nie ma Jerzego i Liwii, w swoim czasie dowiecie się, gdzie są
Piotr: To jest istotne, tak?
Remek: Będziemy ich szukać
Marcin Meller: A teraz czas na was. Macie dziesięć minut, spotykamy się przed domem ze wszystkimi bagażami.
Po chwili pojawia się ujęcie sprzed domu. Romek dostrzegł stojącego z tobołami Kubę i podszedł do niego.
Romek: O, tutaj jesteś
Kuba: Byłem pierwszy!
Romek: A ja drugi!
Po chwili dołączają kolejni - Danuta, Iza - której toboły pomaga znieść Remek
Iza: (...) Zawsze mi ktoś musi pomagać...
Dołączają kolejni uczestnicy, wywiązują się krótkie wymiany zdań. Wreszcie do akcji wkracza prowadzący.
Marcin Meller: Dobrze, gotowi na pierwsze zadanie?
Iza: Tak
Marcin Meller: Tu są wasze nowe plecaki, proszę.
To mówiąc podał grupie małe plecaki, prezentując jeden z nich.
Marcin Meller: Zapakujcie wszystko, co potrzebne. Pamiętajcie, ze możecie być z tym trzy tygodnie, chodzić codziennie, czasami na długich trasach.
Rozpoczęło się przepakowywanie połączone z narzekaniami, że wiele rzeczy trzeba zostawić... - Po co ja to brałam - marudziła Izolda...
Piotr: Za mały plecak, słuchajcie, daliście. Ma ktoś większy?
Marcin Meller: Słuchajcie, dziesięć minut.
Przepakowywanie powoli dobiegało końca...
Chateau des Ravatys - dzień 2, godzina 8:34
Lektor: Tymczasem Liwia i Jerzy po nocy spędzonej w piwnicach rozpoczęli dzień w zamku Ravatys, przywitani przez właściciela winnicy.
Wspomniany właściciel przybył na spotkanie z różą, którą wręczył Liwii. Następnie Jerzy i Liwia udali się do pewnej sali, w której zjedli śniadanie....
W tym momencie na ekranie przypomniane zostają słowa Marcina o konieczności wskazania dwóch osób odznaczających się dobrym smakiem. Można było dowiedzieć się, jak doszło do wyboru właśnie tej dwójki.
Jerzy: Słuchajcie, demokratycznie proponuję następujący wybór - aby to była Liwia i będę ja tym drugim. Ona zna angielski, a ja mam dobry smak, bo gotuję.
Znów "czas teraźniejszy" i Liwia z Jerzym jedzący śniadanie w sielankowej atmosferze.
Blace
Marcin Meller: Liwii i Jerzego nie ma, w związku z czym musicie ich spakować. Wy decydujecie, co z tym robicie. To są plecaki dla Liwii i Jerzego.
To mówiąc zniósł torby dwóch wymienionych osób i przekazał wspomniane plecaki. Rozpoczęło się przepakowanie. Agnieszka wyciągnęła chyba z torby Liwii jakieś wino.
Agnieszka: O, to jest niezbędne, trzeba zabrać...
Chateau des Ravatys
Liwia: Wzięłam też ładne spodnie, ładną sukienkę. To tak na wszelki wypadek, gdyby się na przykład okazało, że jesteśmy w jakimś hotelu Ritz.
Jerzy: Wziąłem sandały, półbuty i buty do pieszych górskich wędrówek. I to mi się wydaje, że powinno wystarczyć
Blace
Trwa przepakowywanie. Agnieszka, Izolda i Małgosia zastanawiają się, co powinny zabrać do plecaka Liwii. Panowie z kolei przepakowywali Jerzego. Zastanawiali się, z których butów powinni zrezygnować i jakie rzeczy zabrać. Wreszcie pakowanie dobiegło końca. Zjawił się Marcin Meller.
Marcin Meller: Chcę, abyście podzielili się na trzy zespoły. To jest wasz wybór, jak się podzielicie. Te trzy zespoły przetransportujemy tu (wskazał na mapę), tu i tu. Gdzieś na tym terenie znajdują się Jerzy i Liwia. Są razem. Waszym zadaniem jest znalezienie ich. Macie na to trzy godziny. W ciągu tych trzech godzin wszystkie trzy zespoły muszą ich odnaleźć. Jeżeli to zrobicie, do puli nagród całego zespołu trafi 20 tysięcy złotych. Najważniejsze - macie urządzenia namierzające sygnał. Proszę. I teraz decydujcie, jak się dzielicie, zróbcie to mądrze, znacie swoje możliwości, ja wam życzę powodzenia.
Lektor: Wszystkie trzy zespoły muszą odnaleźć Liwię i Jerzego w ciągu trzech godzin. Jeśli to im się uda, zarobią 20 tysięcy złotych na wspólne konto. Te pieniądze złożą się na główną i jedyną wygraną, którą na końcu wyprawy zdobędzie tylko jeden z nich.
W czasie wypowiedzi lektora pojawiła się też plansza informacyjna. Zadanie zwało się: "Bieg na orientację". Opis: Cała grupa musi znaleźć Liwię i Jerzego. Czas: 3 godziny. Stawka: 20 tysięcy złotych.
Tymczasem grupa przedyskutowała temat podziału i dokonała wyboru.
Lektor: Ponieważ po rozdzieleniu grupy nie będą miały ze sobą kontaktu, ustalili, że najpierw spotkają się w wyznaczonym miejscu i dalej pójdą już razem. To miejsce, to skrzyżowanie ulic w Belleville, około sześciu kilometrów od zamku Ravatys, gdzie przebywają Liwia i Jerzy.
Marcin zaprowadził grupę na wzgórze. Nagle nadleciały trzy helikoptery. Do każdego z nich wsiadła jedna grupa (najpierw jednak wszyscy wydali tzw. okrzyk bojowy).  Helikoptery odleciały na wskazane wcześniej przez prowadzącego miejsca.
Marcin Meller: Mają trzy godziny na znalezienie Jerzego i Liwii. To jest pierwsza misja i pierwsza okazja do działania dla agenta.
Remek (w helikopterze po pewnym czasie): Agenta tu w ogóle może nie być, może być zupełnie nieistniejącą osobą, jest wyimaginowany i tyle
Izolda: Obawiam się moich współkonkurentów, że będą mnie chcieli wyeliminować, ale może to ja ich wyeliminuję.
Remek: No będę kombinował sam, w głowie, kto może być tutaj tą wtyką.
Iza: Ten, kto nie jest agentem, to będzie się zachowywał tak jak ja.
Piotr: Co zrobić, żeby wygrać? Najbezpieczniej być agentem.
Chateau des Ravatys
Lektor: Liwia i Jerzy nie wiedzą dokładnie, na czym będzie polegało ich zadanie. Wiedzą tylko, że mają być uważni. Powinni zapamiętać i nauczyć się tak dużo, jak to możliwe. Oczywiście nie wiedzą również, gdzie są i co robią pozostali uczestnicy wyprawy.
W trakcie wypowiedzi lektora widać Liwię i Jerzego rozmawiających z pracownikiem (właścicielem?) winnicy. Nad nimi przelatuje helikopter, być może jeden z tych, którym przemieszczali się pozostali uczestnicy, choć ów Francuz twierdził, że wcale nie...
Liwia: Te helikoptery, które on nam tłumaczył, to są z urzędu podatkowego. One sprawdzają, czy liczba osób pracujących tutaj odpowiada liczbie osób zgłoszonych przez nich do pracy...
Komentarz autora bloga: Co prawda nie znam francuskich zwyczajów czy praw, ale jak dla mnie to brzmiało trochę niewiarygodnie
 Blace
Widać lecące helikoptery, po chwili uczestnicy w nich siedzący zawzięcie dyskutują nad mapą. W ręku jednego z uczestników widać tzw. "urządzenie namierzające".
Danuta: Helikoptery... no bosko było, bardzo mi się to podobało, prawie jak w filmie.
Lektor: Jako pierwszy wylądował helikopter, na pokładzie którego lecieli Danuta, Małgosia i Romek.
Na ekranie widać mapę z zaznaczoną trasą lotu, Jeden helikopter lądował w Montmerle-sur-Saone, drugi w Genouilleux, trzeci w Villie-Morgon
Montmerle
Helikopter wylądował, uczestnicy wyszli na zewnątrz.
Danuta: Wiemy gdzie jesteśmy, mamy bardzo łatwe zadanie, nie jesteśmy daleko, spokojnie powinniśmy w godzinę na pieszo dojść.
To mówiąc Danuta wachlowała się mapą. Małgosia odebrała jej ten przedmiot i to ona postanowiła nieco ochłodzić siedzącą Danutę.
Po chwili cała trójka postanowiła spróbować namierzyć sygnał. Urządzeniem rozporządzał Romek.
Danuta (patrząc i słysząc działanie urządzenia): I teraz powolutku, tam?
Romek podniósł owo urządzenie ku górze, po czym wspólnie wybrali kierunek marszu, który wg nich wskazywało urządzenie.
Genouilleux
Lektor: Drugim helikopterem polecieli Izolda, Kuba i Remek.
Urządzenie namierzające przejął Remek, pochodził z nim po jakimś polu czy łące. Po chwili widzimy trójkę stojącą z mapą:
Kuba: Tutaj mijamy tą drogę, lecimy prosto i jesteśmy na miejscu.
Remek: Sygnał jest mocny
Kuba (pokazując na mapę): W ogóle nasz punkt, w którym mamy się znaleźć jest dokładnie tu
Izolda: No dobra, chodźcie.
No i... poszli.
Villie-Morgon
Lektor: Najpóźniej wylądował helikopter trzeciej grupy: Agnieszki, Izy, Piotra i Wojtka.
Piotr (z mapą): Jesteśmy tu (pokazał na mapie), idziemy tu do drogi i tymi ścieżynkami dotrzemy tutaj
Lektor: Zaraz po wylądowaniu każda z grup przy pomocy swojego odbiornika namierzyła sygnał wysyłany przez nadajnik ukryty w miejscu, w którym przebywają Liwia i Jerzy.
Chateau des Ravatys
Wraz z Francuzem Jerzy i Liwia podeszli do stolika, na którym stała butelka wina. Dyskutują w obcym języku, po czym Liwia po polsku tłumaczy, co ów gostek mówił.
Liwia: To pierwsze wino, którego spróbujemy, to będzie wino....
Lektor (zagłuszając wypowiedź Liwii): Oni nie wiedzą, że w samochodzie zaparkowanym obok działa urządzenie wysyłające sygnały, do szukających ich kolegów.
Grupa z "Montmerle"
Romek: Sygnał całkowicie zaginął, a tutaj na czwóreczce jest najmocniejszy sygnał.
Małgosia: No to chodźmy (...)
Danuta: No dobrze, ale umówiliśmy się na miejscu zbiórki, mamy razem iść potem. A to rozumiecie, że oni nie mają żadnego sygnału, myślicie, że mają ciszę w eterze? Ja myślę, że oni też odbierają jakiś sygnał.
Czas, który ukazał się na ekranie informował, że mieli jeszcze 2 godziny i 10 minut na wykonanie zadania.
Grupa z Genouilleux
Remek: Kuba, to działa w twoją stronę.
Po krótkiej wymianie zmian Kuba skwitował:
Kuba: Sami nie możemy pójść. Wszyscy mamy szukać.
Izolda (zabierając Kubie mapę): Dobra, daj to, ja idę.
Kuba: To co, biegniemy czy będziemy tak spacerować?
Remek (o upływającym czasie): Godzina.
Kuba: Już godzina? No to chodźcie pobiegniemy.
Cała trójka zaczęła biec.
Grupa z Villie-Morgon
Piotr: Teraz pilota spytamy... Nie no, może ma samochód i nas podwiezie. Chodźcie zapytamy.
Francuz: To jest ta droga (wskazując na mapie). Chcecie się tam dostać?
Agnieszka: Tak. Możecie zabrać tylko dwie osoby? Ale my jesteśmy mali, chudzi, zmieścimy się na jednym siedzeniu!
Francuz: Dobrze, weźmiemy tylko dwie osoby.
Agnieszka: Dobrze, to teraz weźcie dwie osoby, zostawicie je w mieście, wrócicie i weźmiecie pozostałą dwójkę. Tak?
Tamci się zgodzili. Do samochodu wsiedli Wojtek i Iza i pojechali do miasta.
Grupa z "Montmerle"
Danuta (wskazując na mapę): Tu jest takie coś, że ... (tu pada nazwa własna) się nazywa, jest pałac i jak się nazywa - Chateau... Czyli zamek i koniec. Ale no wiesz, to jest daleko.
W trakcie wypowiedzi Danuty pojawia się zegar. Zostało jeszcze 1.45.
Romek: Sygnał jest tam na kładce...
Danuta: Dobrze, dokładnie pokazujesz na tę cholerną wyspę, o której mówię od początku
Wypowiedzi Małgosi nie zrozumiałem....
Romek: Tym mostem i tak i tak musimy przejść, bo tam się umówiliśmy.
Danuta (pokazując coś na mapie Romkowi): Choć. Spokojnie, słoneczko, patrz. Doszliśmy tu, patrzymy na ten most. Ty sygnał widzisz gdzieś tu. Więc po co robić coś takiego (zatacza łuk na mapie)...
Romek: A bo my jesteśmy z tej strony. To dochodzimy tutaj do mostu...
Danuta: Właśnie ci to tłumaczę Romeczku
Romek: Ok.
Romek (wypowiedź): Tak, pamiętam jak Danusia to wymyśliła. Aż się zdziwiłem, że znalazła ten przewodniczek taki malutki, w którym, powiedzmy, była ta miejscowość, wskazała to miejsce...
Danuta (wypowiedź): Niech podejrzewają (...) Każdy ma inne cele na tej wyprawie.
Grupa z Genouilleux
Izolda (przy samochodzie): Chwilę, poczekaj moment, może pojedziemy...
Po czym zaczęła dyskusję z kierowcą samochodu, którym była kobieta. W tym czasie pojawił się zegar informujący, że zostało jeszcze półtorej godziny. Kierowca wskazała im, jak dotrzeć do miejsca, do którego zmierzali, poszli dalej pieszo (bo okazało się, że kierowca jechała w drugą stronę)
Izolda: Myślę, że jestem lepsza od chłopców, bo by poszli w drugą stronę
Kuba (wypowiedź): Izolda, która była razem ze mną w grupie, dużo, od samego początku opóźniała, wszystko było na nie. Proponowaliśmy różne rzeczy, ona od samego początku była na nie. Wszystko było na nie. Prosiłem ją, że może zabiorę jej plecak, to będzie jej łatwiej - nie chciała. Może pobiegniemy - nie chciała biegnąć. Zawsze opóźniała, zawsze coś jej nie pasowało.

ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora