czwartek, 17 stycznia 2019

Agent historycznie - część 10

Dziesiątka to liczba jubileuszowa, w związku z tym dziś zaprezentuję nieco dłuższy historyczny tekst dotyczący programu "Agent". Powstał on tuż po emisji pierwszej edycji programu. Zapraszam do lektury.
Tytułem wstępu - tekst ukazał się w Magazynie "Słowa Ludu", data 5 stycznia 2001. Tytuł "Agent to Agnieszka". Autorem był dziennikarz o imieniu Grzegorz (niestety, nazwisko "zawieruszyło się")
*     *     *
- Nawet mój brat nie wiedział, że wygrałam. Tajemnicę zdradziłam tylko mamie, ale pod przysięgą, że nikomu nie powie - opowiada Liwia Kwiecień, która zwyciężyła w programie "Agent" przykuwającym uwagę Polaków od końca października aż do Nowego Roku.
Przełom wieków spędzałem w Żegiestowie. Niewielka to górska miejscowość, tuż przy słowackiej granicy. Goście wojskowego ośrodka zamiast wpatrywać się w ekran woleli spacery i pogawędki. Do czasu jednak... W Nowy Rok, tuż po kolacji, czyli po 18, w wyludnionej zazwyczaj świetlicy zapanował tłok. Całe rodziny zasiadły przed telewizorem. Po chwili na ekranie pojawił się napis "Agent" i już było wiadomo, o co chodzi. Rozpoczynał się przedostatni odcinek programu emitowanego w każdy niedzielny wieczór w TVN.
"Agent" jest pierwszym programem w Polsce z niezwykle popularnego ostatnio na świecie gatunku reality shows, czyli programem opartym na rzeczywistych wydarzeniach. Dwunastu śmiałków wyruszyło na wielką wyprawę w nieznane. Nie wiedzieli ani dokąd pojadą, ani w jakim celu. Obiecaną mieli przygodę, emocje oraz wygraną dla tego, kto okaże się najsprawniejszy, najbardziej przebiegły. 
Przygotowania do realizacji polskiej wersji programu "Agent" (licencję zakupiły telewizje w ponad 40 krajach) rozpoczęły się już latem. W sierpniu na ogłoszenie odnośnie naboru do programu odpowiedziało blisko 3000 osób. W ostatnim etapie, gdy z 30 wybierano 12, uczestniczył psycholog, który sprawdził wytrzymałość psychiczną i odporność na stres uczestników. Najważniejszym kryterium przy wyborze nie była siła fizyczna i wygląd, ale silna osobowość, twardy charakter, otwartość - zapewniają twórcy programu.
Wybrani do końca nie wiedzieli, gdzie jadą. Ekipa pilnowała ich, aby nawet na lotnisku w dniu wyjazdu nie spotkali się. Niestety, ponieważ każdy otrzymał wielką kopertę identyfikacyjną odnaleźli się i do Lyonu dolecieli już jako grupa. 
Sześć kobiet i tyle samo mężczyzn miało spędzić ze sobą 21 dni pod stałym nadzorem i obserwacją kamer telewizyjnych. Każdego dnia mieli do wykonania zadanie. W tej grupie znalazł się tytułowy agent - osoba, której zadaniem było przeszkadzanie i utrudnianie. Każdy z zawodników musiał na zakończenie kolejnego z dziesięciu odcinków zdemaskować agenta. Ten, kto był najdalej od prawdy, odpadał... Co dwa dni do Polski powracała kolejna osoba.
Zadania, które postawiono przed uczestnikami, wymagały odwagi, siły fizycznej i psychicznej. Był skok na bungee, paintball, bieg na orientację, pościg nocą w labiryncie, obóz przetrwania, sztafeta, a w ramach niej bieg przełajowy, spływ kajakiem, jazda konna, rowerem górskim, na rolkach. Zmagania z mistrzami szermierki, łucznictwa, bowli, gokartów.
Zdarzały się także konkurencje budzące sprzeciw. W jednym z odcinków pokazano, jak uczestnik zabija królika. Zaprotestowały organizacje zajmujące się ochroną zwierząt. Sprawa trafiła do sądu. Twórcy programu tłumaczyli, że ujęcie zabijania nie zostało pokazane, a poza tym takie jest przecież życie... Miejsce, gdzie nagrywano program nie było przypadkowe. Rok wcześniej swoją wersję nagrywali tam Szwedzi. Polscy organizatorzy napotkali jednak trudności. Okazało się, że nie było w tym samym miejscu pola z kukurydzą. Trzeba więc było znaleźć innego gospodarza, który zgodziłby się na wycięcie części swojego pola kukurydzy.
Ekipa wypożyczyła 12 samochodów i jedną ciężarówkę. Lista rekwizytów obejmowała 250 pozycji, w tym wielki stół na 13 osób. Poza tym na stanie były 4 duże kamery cyfrowe, 3 małe kamery cyfrowej i sześć minikamer. Polacy musieli się śpieszyć. W kolejce do "Agenta" czekała już ekipa amerykańska.
W każdą niedzielę żegnano jedną osobę. Jako pierwszy czerwone piórko równoznaczne z utratą szansy w walce o główną nagrodę otrzymał Wojtek, taksówkarz, lat 26. Potem Romek - fotograf, grafik, lat 45. Trzeci był Piotr, handlowiec, lat 37. Następna była Izolda, najpierw gospodyni domowa, dziś już przedstawiciel handlowy, Danuta, mgr inżynier ochrony wód, bezrobotna Małgorzata, Iza, właścicielka klubu tenisowego oraz policjant Kuba. Do odcinka finałowego zakwalifikowali się Remek, Liwia, Jerzy i Agnieszka. 
- Niezwykłe emocje, wielkie przeżycia, ostatnia odsłona, czyli Wielki Finał "Agenta" - zachęcali twórcy programu do obejrzenia noworocznego wydania. Rzeczywiście, dla tysięcy osób najważniejszą wiadomością tego dnia było to, że wygrała Liwia, Absolwentka Wyższej Szkoły Zarządzania i Finansów we Wrocławiu, studentka Akademii Ekonomicznej w tym mieście. Mieszkanka Sosnowca. Matka sześcioletniej córeczki Angeliki.
Agentem okazała się natomiast prawniczka Agnieszka z Warszawy. Ale to nie koniec przygody z "Agentem". 7 stycznia TVN zaprasza na dodatkowe, ostatnie spotkanie z bohaterami programu. Tym razem spotkają się w Krakowie. Będą nowe zadania i nowa nagroda - wycieczka do Francji.
- Wzbudzamy ogólną sensację. Ludzie zatrzymują się, patrzą na nas jak na zjawy. Popularność programu jest ogromna, a dla nas jest to przysłowiowe pięć minut sławy. Uczucie czasem krępujące, choć tak naprawdę szalenie miłe - uważa Izolda.
- Ile wygrałam? Sto jedenaście tysięcy czterysta złotych, ponad miliard na stare pieniądze - mówi Liwia Kwiecień. - Jeszcze ich nie otrzymałam. Organizatorzy mają miesiąc czasu po emisji programu. Nie chcę roztrwonić tych pieniędzy. To nie jest tak, że łatwo przyszło, łatwo się rozejdzie. Chcę zaoszczędzić. Może zmienię swoje życie, kupię inne mieszkanie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora