Kolejny minus? Tania reżyserka. Szczytem była przypadkowa wizyta w barze Kreta i Alana, a potem równie "spontaniczna" przejażdżka autem. Przecież w taki sposób obaj dostali praktycznie odgórną decyzją klucz... Podobnie było z doborem do zadań - gdzieniegdzie łatwo było o znalezienie np. jokera, a jednocześnie zadania były dzielone według wcześniej przygotowanego podziału. Za dużo sterowania grą, za mało losowości.
Niezbyt dobrze wyglądał też powrót Kędziora, zbyt udawany, zbyt "na siłę", nawet przez chwile nie było wątpliwości, że powrót będzie pomyślny (raziło sztucznością, oj raziło). No i wciąż te bezduszne testy z komputera (brrr!) zamiast kopert i piórek.
No ale koniec narzekań, warto za coś pochwalić. Bardzo mnie cieszy, że do finału dotarł człowiek, który najciekawiej "rozgrywał" tę grę, wręcz się nią upajał (oczywiście Jarek). Cieszy mnie też, że wiele zadań było bardziej rozbudowanych niż edycję wcześniej. To chyba najjaśniejszy aspekt drugiego sezonu gwiazdorskiego. Ciekawe zwłaszcza były zadania, gdzie różne grupy robiły różne zadania, często wykluczające się. Absolutnym mistrzostwem była kolacja z kopertami i zadaniami dla każdego.
Wnioski na przyszłość: jest potencjał, ale trzeba dużo poprawić. Dziwne, że doświadczony producent nie bierze nauki z wcześniejszej edycji. Może "zwykła" edycja rozwiązałaby kilka problemów? Na pewno byłoby mniej reżyserki, mniej sztuczności. Oby!

Ciekawe spostrzeżenia :)
OdpowiedzUsuń