To już ostatni wpis poświęcony trzeciemu sezonowi, a pochodzący sprzed niemal dwudziestu lat. Dzisiejsza treść dotyczy odcinka nr 10 i tego, co w telewizji widzieliśmy, jak i elementów, których zobaczyć nie mogliśmy. Cykl historyczny będzie kontynuowany, choć nieregularnie, w przyszłości.
Historyczne wpisy odnalezione przeze mnie, a dotyczące wyprawy do Portugalii, pojawiały się cyklicznie co miesiąc. W oryginale treść pojawiła się na stronie agent.onet.pl, moje publikacje mogły się pojawić dzięki showmag.info. Uwaga: nie poprawiałem błędów językowych, gramatycznych, stylistycznych, itp.
* * *
Kolacja trwa, koperty już przed nami leżą, napięcie rośnie. Czerwone piórko trafia tym razem do Grażyny, która wychodzi bez słowa. Zostajemy sami – trójka zawodników i Marcin. Wśród nas jeszcze Agent – kto nim jest?
Następnego dnia mamy trochę czasu dla siebie i możemy w końcu wypocząć. To nasz trzeci dzień w Lizbonie. Drogę po mieście odmierzamy według rond, które zwieńczone przepięknymi pomnikami robią na wszystkich ogromne wrażenie. Lizbona jest miastem pełnym kontrastów. Nowoczesność miesza się z doskonale utrzymanymi zabytkami. Atrakcją są tu tramwaje, które jeżdżą nawet tam, gdzie wydaje się to niemożliwe. Ruszamy na złomowisko starych samochodów 30 km od Lizbony. Zza szkieletów aut wieje grozą. Słychać jakieś chrobotania i popiskiwania. Potem okazuje się, że to szczury, którym zakłóciliśmy ich spokojną egzystencję.
Część ekipy czeka na nas już od paru godzin. Do dzisiejszego zadania trzeba było załatwić i przywieźć tu na miejsce dużą zamrażarkę, w której od paru godzin chłodzą się specjalne ubrania. Specjalnie ze Szwecji przyjechał doświadczony kaskader. W hotelu, jak na turystę wyglądał zjawiskowo. Prócz małego plecaka, jego bagażem była ogromna, ciężka skrzynia z rekwizytami, której nie mógł dopchać do windy. Przeżyliśmy już tak wiele, że nie bardzo można nas czymś jeszcze zaskoczyć. Jednak tego, że będziemy podpalani, nie spodziewaliśmy się.
Po krótkim szkoleniu na pierwszy – dosłownie – ogień idzie Mirek. Trzeba w płonącym kombinezonie przejść odpowiedni odcinek. Mirkowi udaje się zaliczyć konkurencję bez problemu. Jako drugi do zadania przystępuje Wojtek i równie łatwo jak Mirek zalicza zadanie. Gosia jest ostatnia w kolejności. Ma duże obawy przez przystąpieniem do tej konkurencji, ale po chwili wahania zdobywa się na odwagę. Później próbuje nas nabrać, że zadania nie wykonała. Ale jednak zaliczyła je i pula powiększa się o 15 tysięcy złotych.
Emocje rosną. Kolacja jest coraz bliżej, ale przed nami jeszcze rozmowa przy koniaku z Marcinem. Miejsce spotkania jest wyjątkowe, jest to jeden z najbardziej snobistycznych klubów miasta usytuowany w portowej dzielnicy Lizbony wśród obskurnych kamienic. By tu wejść trzeba mieć specjalną klubową kartę, którą otrzymują osoby szczególne lub po prostu bardzo bogate. To naprawdę magiczne miejsce. Z ulicy przez szklane drzwi wchodzi się wprost na kamienne schody. Na wysokości 3 piętra na tarasie rosną dziwne gatunki drzew i krzewów. Stąd leżąc wygodnie na sofie można podziwiać panoramę Lizbony, ocean i oświetlone w oddali mosty. Rozmawiamy w jednej z klubowych sal. Każde z nas musi udowodnić, że jest Agentem, a następnie musi przekonać pozostałych, że nim nie jest.
Po tej rozmowie nadszedł czas na końcowy test wiedzy o Agencie na laptopach, a następnie – na finałową kolację. Dziś odbędzie się ona w najpiękniejszym wnętrzu jakie widzieliśmy w Portugalii. Niegdyś kończył się tu awaryjny zbiornik wody dla miasta. Czas jakby stanął w miejscu. W ogromnym basenie pełnym wody odbija się gotyckie sklepienie sufitu dając złudzenie, że dno basenu ma malowane wgłębienie. Coś niesamowitego! Po środku pływa drewniany podest, na którym odbędzie się nasza ostatnia kolacja. Nasza trójka na kolacji pojawia się jako ostatnia. Przy stole czekają już wszyscy wcześniej wyeliminowani zawodnicy. Przyjechali do Lizbony specjalnie na finałową kolację.
Na ten moment wszyscy czekali bardzo długo. Kim jest Agent? Kto wygra ponad sto tysięcy złotych, zdobyte przez grupę z takim trudem? A Kto będzie wielkim przegranym? Wojtek otwiera swoją kopertę jako pierwszy. Powoli wyjmuje czerwone piórko. W tym momencie widzimy jak zmienia się twarz Gośki – jeszcze nie może uwierzyć w to, co za chwilę usłyszy. Po chwili Gosia otwiera swoją kopertę. Jest w niej zielone piórko. To ona najlepiej odpowiedziała na pytania dotyczące Agenta i to ona zdobyła całą wygraną. Już wiemy, kto był Agentem. Wszystkie oczy zwracają się na Mirka, który wyjmuje z koperty czarne piórko. Wszyscy razem, śmiejąc się i żartując, oblewamy Marcina szampanem. Całe napięcie minęło. To była naprawdę niesamowita przygoda!
Finałową kolację kończymy o zwykłej porze – czyli o 6 nad ranem. To szczególny moment. Wszyscy nawzajem sobie dziękują za wspólną pracę, ściskają się i całują. W Portugalii spędziliśmy prawie miesiąc. Jesteśmy zdrowi, cali, ale i potwornie zmęczeni. Wybaczamy Agentowi. Gośka zupełnie nie może dojść do siebie, bo nie wierzyła, że wygra. Wojtek nie czuje się przegrany, dla niego największą wygraną był udział w programie i dostanie się od finału. Żegnaj Portugalio!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz pojawi się na stronie po zatwierdzeniu przez moderatora