Opisywane dziś zadanie pojawiło się w szóstym odcinku pierwszej edycji gwiazdorskiej. Składało się ono z dwóch części. Szczegóły poniżej.
Opisu nie mogę jednak nie zacząć od krytyki. Otóż Kinga Rusin oznajmiła uczestnikom, że za wykonanie zadania grupa może zarobić 3 tysiące złotych, z tym, że tak naprawdę jest to kwota wyjściowa, a właściwa kwota, jaka może trafić na konto grupy zależeć będzie od czasu, w jakim uczestnicy wykonają pierwszą część zadania. Przyznacie, kwota do zarobienia - kosmiczna, tym bardziej, że już w 2000 roku najmniej warte zadania kosztowały 5 tysięcy złotych...
A teraz do sedna - czyli zadania. Pierwsza część zadania polegała na ułożeniu dość dużej układanki złożonej chyba z piętnastu kawałków. Każda sekunda poświęcona na układanie, oznaczała utratę złotówki z maksymalnej puli nagród - czyli np. jeśli udałoby się im wykonać zadanie w minutę, ostateczna kwota do zarobienia wynosiłaby 2940 zł. W pewnym sensie dowództwo w działaniu przejęła Tamara, która starała się dyrygować innymi, by jak najszybciej zadanie wykonać. Choć wspomniana uczestniczka w swoim wpisie stwierdziła później, iż dość szybko uwinęli się z układanką, biorąc pod uwagę, że kawałków było mało, a ludzi dużo, 14 minut i 27 sekund nie jest jednak moim zdaniem czasem rewelacyjnym, zwłaszcza, że agent za bardzo nie przeszkadzał... Kwota możliwa do wygrania ostatecznie wyniosła 2 132 zł.
Układanka okazała się być mapą, na podstawie której grupa miała dostać się na kemping. Tyle że... na mapie zaznaczone były dwa obozowiska - czerwone i niebieskie. Grupa musiała wybrać jeden z nich, w którym ich zdaniem czekać będzie Kinga z pieniędzmi. Co ciekawe chyba tylko dwie osoby optowały (a raczej delikatnie sugerowały), że może jednak niebieski (agent oraz Joasia), pozostali natomiast zdecydowali, że chcą jechać do czerwonego. Może trochę dlatego, że podejrzewali Huberta o bycie agentem? Najzabawniejszy był z kolei Tomek, który uznał... że mogą przecież najpierw pojechać do jednego punktu, a jeśli nic tam nie będzie, to do drugiego... Najwyraźniej nie do końca zrozumiał zadanie.
W trakcie jazdy grupa popełniła jeden kardynalny błąd. Otóż skręciła w drogę, której... nie było na mapie, a dopiero po kilku kilometrach zorientowała się, iż popełniła błąd. Uczestnicy wrócili więc na właściwą drogę. Po przejechaniu kolejnych kilometrów dotarli do rozwidlenia, a tam strzałka, jak jechać do niebieskiego obozu... O czerwonym ani słowa. Grupa uznała więc, że jadą za znakami - czyli zmieniają pierwotną decyzję i zamiast do czerwonego podążają do niebieskiego obozu. Protestować delikatnie próbował Hubert, który mówił coś o niekonsekwencji, że w zasadzie bez powodu została zmieniona decyzja, grupa jednak w ogóle nie brała jego słów pod uwagę, z czego ten zapewne... się cieszył. Okazało się bowiem, że po kilkugodzinnej podróży w ogromnym upale dojechali do miejsca, gdzie... nikt na nich nie czekał. Z zarobienia kilku drobniaków wyszły więc nici.
- Miałem wrażenie, że jestem w kręgu podejrzenia. Wiedząc, że cokolwiek powiem, zostanie odebrane odwrotnie, wystarczyło kierować nas we właściwym kierunku, potem już wystarczyło tylko patrzeć, jak ta piłka turla się do bramki. (...) no i dojechaliśmy do złego punktu i straciliśmy całą kasę. - mówił agent w ostatnim odcinku. Kinga poinformowała z kolei, iż czas na wykonanie zadania (wolna jazda) powinien wynosić ok. 40 minut, za to grupa jechała niemal sześć godzin, co może świadczyć o panującym chaosie organizacyjnym.
Sześć godzin na trasę czterdziestominutową...dali czadu, nie powiem
OdpowiedzUsuńA ja z innej beczki. Wiem ze może za wcześnie się pytac,ale czy będzie organizowana zabawa w agenta?
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc - nie wiem. No chyba, że zgłosi się sponsor, wtedy od razu powiem tak :D :D
UsuńXDDD pożyjemy zobaczymy :D
OdpowiedzUsuń